Rozsądek gubię w drodze do łóżka


Rozsądek gubię w drodze do łóżka i wciąż myślę jak i dlaczego i co zrobić żeby nie czuć tego co właśnie czuję i co zrobić, żeby przestać. Jak się wyswobodzić i jak odnaleźć. Nie umiem odpowiadać na swoje pytania, przestaję nawet próbować.

Biorę do ręki szklankę zrobioną z cienkiego, zdobionego szkła i zalewam ją do połowy czerwonym winem. Wypijam duszkiem, potem robię to jeszcze raz i jeszcze jeden. Szklanka wypada w końcu z moich dłoni, rozbija się. Słyszę trzask. Schylam się i oglądam to dzieło sztuki, które właśnie powstało na moich kafelkach.

Teraz stąpam bosymi stopami po tym szkle, które się rozbiło i czuję jakbym szła po kawałkach samej siebie. Z każdym trzaśnięciem czuję, że coś we mnie pęka. I tak stąpam po tym szkle, które się rozbiło, biorę jeden kawałek w dłoń i rozgniatam jeszcze bardziej. Drobne kawałeczki przedostają się bardzo powoli pod moją skórę. Skóra jest bardzo rozgrzana, krew wypływa bardzo szybko i bezboleśnie. Czuję się dziwnie spokojna. I zadaję sobie bardzo dużo bardzo ważnych pytań, na które prawie nigdy nie potrafię odpowiedzieć. I czekam, aż ktoś zrobi to za mnie.



Stoję w kolejce



Chcę kupić pięć pierogów ze szpinakiem. Przede mną stoi jednak pewna kobieta. Mam nadzieję, że wie co chce kupić - myślę i w tych myślach już ją poganiam. Kobieta jednak nie wie. Czekam, niecierpliwię się, przebieram nogami, sapię, w myślach nawet przeklinam. Używam przy tym bardzo wyszukanych wulgaryzmów. Wciąż jednak czekam. 

Wychodzę ze sklepu spóźniona, lekko zdenerwowana i zastanawiam się, czy skoro jestem zdenerwowana, to czy powinnam zapalić papierosa. Tak się chyba robi, prawda? Przekonuję siebie samą, że jednak nie lubię palić. Nie zapalam go. Dzielnie rzucam palenie, bo lubię udowadniać sobie, że jestem silnejsza niż myślę. Chociaż to nie mój nałóg a jego.

Wracam do domu, biorę prysznic. Zamykam oczy i delektuję się silnymi kroplami wody spływającymi na moje plecy i twarz. Wychodzę spod prysznica, suszę włosy, nakładam na twarz tapetę staranny makijaż. Otwieram szafę i zastanawiam się co mam ubrać, żeby oszalał. I to wcale nie jest tak, że ja nie wiem co chcę ubrać. Doskonale wiem. Chcę ubrać czerwoną sukienkę, dokładnie taką jaką miała na sobie Emanuelle Seigner w filmie Frantic z 1988 roku. Zamykam szafę, nie ma w niej takiej sukienki. Wychodzę na balkon i zapalam jego papierosa.

Nie lubię białych obrusów



Niektóre dni nie należą do mnie.

W takie dni jak te, lewa noga sama, zupełnie bezwiednie podnosi się z łóżka jako pierwsza. Za nią kroczy reszta mnie. Zerkam w kalendarz, a tam mój happy planner radośnie zwiastuje, że dzisiaj okres i kanałowe. Jak więc żyć?

W takie dni jak te nie lubię białych obrusów. Stół ubrany w biały obrus jest dla mnie symbolem pewnej poprawności. Jest też świadectwem mojego niedopasowania. Przy takim stole opowiada się o sukcesach i osiągnięciach. Ja natomiast, spoglądając znad rosołu, przysłuchuję się temu bardzo uważnie i w podobnym skupieniu zbieram ściekający mi po brodzie makaron.

W takie dni jak te nie wychodzi mi nic. Wydaje się wtedy, że nawet do zrobienia sobie porządnej kawy mam zbyt niskie kwalifikacje. Przez cały dzień piję więc wyłącznie wodę i to tylko taką, która dla mojego bezpieczeństwa zamknięta jest w butelce z korkiem niekapkiem.

W takie dni nawet motywacja zamiast carpe diem mówi mi krótkie spierdalaj. Ja w zamian za to ochoczo witam czekoladowe cukierki przepełnione złem, ciesząc się pod nosem, bo wiem, że Chodakowska nigdy się o tym nie dowie.

Nie powiem sobie wtedy, że mam się nie poddawać, bo świat jest przecież taki piękny, ale w takich momentach będę starała się pamiętać, że ktoś na świecie ma na plecach wytatuowaną serwetkę ze sztućcami albo imię ex.

Magdalena







Magdalena uwielbia białe wino, spacery i swoją czerwoną szminkę. Lubi brudzić nią filtry od papierosów, kiedy flirtuje z mężczyznami. Jest bardzo odważna, nie boi się właściwie niczego. Jedyne co ją przeraża to życie, jednak nigdy tego po sobie nie pokazuje. Koleżanki mówią jej czasem, że nosi zbyt duże dekolty. Koledzy natomiast nigdy nie protestują.

Magdalena ma wady, jak każdy. Nie umie nie pokazać po sobie, że coś jej się nie podoba. Nie umie też zatrzymać tego dla siebie. Gdyby była mężczyzną pewnie nie raz dostałaby za to w twarz.

Magdalena jest bardzo silną kobietą. Jednak gdy wypije za dużo białego wina, które tak uwielbia wypływają na światło dzienne jej słabości. Okazuje się wtedy, że potrzebuje bliskości, którą na co dzień gardzi. Zwykle zasypia wtedy obok mężczyzny, który poczęstuje ją papierosem jako ostatni. Wtedy przytula się do jego pleców i zasypia.

Magdalena zawsze trafia na dżentelmenów. Dżentelmen to dla Magdaleny taki mężczyzna, który gdy założy przy nim szpilki będzie miał jeszcze minimum pięciocentymetrowy zapas wzrostu. Oprócz tego otworzy przed nią wszystkie drzwi, przez które będzie chciała przejść oraz zapłaci rachunek w restauracji. Dla Magdaleny ważne są również oczywistości, o których nie trzeba wspominać. Czytanie w myślach punktuje równie wysoko.

Magdalena ma tylko jedną koleżankę. Ma na imię Weronika i jest w wieku jej matki. Tylko Weronika potrafi zrozumieć Magdalenę i tylko ona nie jest zazdrosna o jej urodę. Weronika jest taka sama jak Magdalena. Właściwie to prawie taka sama, bo nigdy nie była zakochana. Zawsze mówiła, że miłość jest niepraktyczna, a gdy Magdalena zdradziła jej w kim ulokowała swoje uczucia tylko westchnęła kręcąc głową, ostentacyjnie wyginając usta w grymas i zapaliła papierosa.

Piotr jest pisarzem, Magdalena jego kochanką, a Weronika patrząc na nich wypala kolejne paczki coraz mocniejszych papierosów.

Piotr poznał Magdalenę, gdy wybierała białe wino, on natomiast nie mógł się zdecydować, czy w ogóle powinien się tego wieczoru upijać. Ostatecznie upił się i to właśnie z Magdaleną.

Życie Piotra nabrało charakteru i procentów, życie Magdaleny lekkości. Zaczęła się więcej uśmiechać i chodzić boso. Pół roku później zamieszkali ze sobą, a Magdalena dostała piękny pierścionek z morganitem otoczonym drobnymi brylantami. Weronice nie udało się wybić jej z głowy ślubu, więc w ten podniosły dzień upiła się do nieprzytomności.

Po roku Magdalenie zaczęło przeszkadzać to, że Piotr pisze o rzeczach, które ona chciałaby przeżyć. Przestała chodzić boso, bo zaczęło jej również przeszkadzać to, że nie może potem domyć swoich stóp. (Zawsze kłócili się z Piotrem o to, kto ma umyć podłogę.) Chwytając buty i frustrację za rękę poszła wtedy do Weroniki. Weronika powiedziała jej tylko, trzymając w palcach papierosa, że miłość jest po prostu niepraktyczna.

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp