Nie lubię białych obrusów



Niektóre dni nie należą do mnie.

W takie dni jak te, lewa noga sama, zupełnie bezwiednie podnosi się z łóżka jako pierwsza. Za nią kroczy reszta mnie. Zerkam w kalendarz, a tam mój happy planner radośnie zwiastuje, że dzisiaj okres i kanałowe. Jak więc żyć?

W takie dni jak te nie lubię białych obrusów. Stół ubrany w biały obrus jest dla mnie symbolem pewnej poprawności. Jest też świadectwem mojego niedopasowania. Przy takim stole opowiada się o sukcesach i osiągnięciach. Ja natomiast, spoglądając znad rosołu, przysłuchuję się temu bardzo uważnie i w podobnym skupieniu zbieram ściekający mi po brodzie makaron.

W takie dni jak te nie wychodzi mi nic. Wydaje się wtedy, że nawet do zrobienia sobie porządnej kawy mam zbyt niskie kwalifikacje. Przez cały dzień piję więc wyłącznie wodę i to tylko taką, która dla mojego bezpieczeństwa zamknięta jest w butelce z korkiem niekapkiem.

W takie dni nawet motywacja zamiast carpe diem mówi mi krótkie spierdalaj. Ja w zamian za to ochoczo witam czekoladowe cukierki przepełnione złem, ciesząc się pod nosem, bo wiem, że Chodakowska nigdy się o tym nie dowie.

Nie powiem sobie wtedy, że mam się nie poddawać, bo świat jest przecież taki piękny, ale w takich momentach będę starała się pamiętać, że ktoś na świecie ma na plecach wytatuowaną serwetkę ze sztućcami albo imię ex.

Komentarze

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp