Anna


Anna nie była jedną z tych kobiet, które gdy zbliżały się święta mówiła do siebie - w końcu sobie pogotuję. Nie była też jedną z tych, które w soboty chodziły po sklepach z ciuchami, a wieczorami oglądały serial malując przy tym paznokcie. Jedyne czego Anna tak naprawdę pragnęła był święty spokój i harmonia.

Anna miała psa i byłego męża, którzy tę harmonię skutecznie zaburzali. Psa dostała właśnie od niego. Pies imienia nie miał, bo ani Annie, ani jej (jeszcze wtedy) mężowi nie chciało się nad tym zastanawiać. Pies był po prostu Psem, albo Mopsem, tak jak chciała natura.

Jej były mąż, który imię akurat posiadał - Marcin - wrócił kiedyś z tak zwanych ryb w środku nocy w stanie potężnej nieważkości tłukąc przy tym jej ulubiony wazon i brudząc obłoconymi butami marmurową posadzkę w salonie. Wtedy poważnie zastanowiła się nad tym, czy do siebie pasują.

Czasem za nim tęskniła, bo mieli przecież też miłe wspomnienia. Tak jak wtedy, gdy pojechali na Mazury i rozwalił mu się laptop. Poszedł do recepcjonistki mówiąc, że uszkodził mu się sprzęt, na co ona wyjęła apteczkę, a on odpowiedział, że nie, że tak naprawdę potrzebna jest mu tylko lutownica.

Szybko przypominała sobie jednak, że przecież strasznie ją denerwował. Na początku myślała, że są jak Yin i Yang (albo raczej pocieszała się), ale z czasem doszła do wniosku, że są raczej jak Sid i Nancy, co brzmiało już o wiele gorzej.

Jedyne marzenia jakie Anna miała dotyczyły Psa. Chciała, żeby przestał żreć piach i znalazł sobie w końcu jakąś dziewczynę, a najlepiej jakby się od razu do niej wprowadził (tak jak jej były mąż). Taką, która nauczy go, że tego piachu się nie je. Której nie będzie przeszkadzało, że wieczorami wychodzi ze swoimi kolegami psami osikiwać teren, a potem wraca o czwartej rano. Chciała, żeby miał ładne i zdrowe dzieci (byle nie za dużo) i żeby to on był ich ojcem.

Popatrzyła na niego błagalnie i uświadomiła sobie, że on się chyba jednak nigdzie nie wybiera.




Na samą myśl, że muszę kimś zostać, ogarniał mnie nie tylko strach, ale wręcz mdłości.



Znów mamy po kilkanaście lat. Z wypiekami na policzkach rozmawiamy o chłopakach, których teraz nie mamy, a którzy kiedyś nie będą mieli nas. Kupujemy papierosy i udając przy tym całkiem dorosłe nieumiejętnie łapiemy ustami  dym. Bujamy się samochodami starszych kolegów i zawsze wzdychamy do tego niewłaściwego.

Jest beztrosko.

Często rozmawiamy o tym, która ma gorzej albo która jest brzydsza. Zastanawiamy się nad tym kim będziemy w przyszłości. Dorosłości uczymy się z gazet i z internetu. Przyrodę odrabiamy na przerwach, a atrybutem pozycji społecznej są po prostu adidasy.

Udajemy, że alkohol nam smakuje, choć tak naprawdę zaczyna nam smakować dopiero kilka lat później.

Wtedy jest najwięcej końców świata. 

I nikt tak naprawdę nie bierze nas na poważnie.

Tytuł - Charles Bukowski



Wyglądali jakby jakimś cudem nie dotyczył ich trud codziennego życia


Zabrał ją kiedyś na piwo. Najpierw wypili najtańsze, później kolejne, a potem poszli do niego.
Wieczorami (kiedy nikt nie słyszał) kłócili się o majonez i o pilota. Nie zgadzali się ze sobą w kwestii jajka na twardo, a dokładniej kiedy jajko na twardo jest rzeczywiście twarde. Ona suszyła mu ręcznik na mrozie, on się potem w niego dzielnie wycierał.  Na zgodę robiła mu mizerię, potem on tą mizerię jadł i mówił, że fajnie jest jednak mieć taką dziewczynę.

Było sympatycznie.

Czasem pozwalała mu samemu wybrać serek w supermarkecie, a majonez kupowali po prostu na zmianę. Bywało, że zdzierali na sobie gardło, a czasem nawet krtań. Ona pisała do niego esemesy o treści - kup chleb, on tych wiadomości nie czytał. Ona wpychała mu w ręce tran, on udawał, że ten tran łyka.

Lubili głośno się śmiać, czasem upijać, bardzo się przy tym kochali. I oboje nigdy nie przeczytali Krzyżaków. 

Tytuł - Marek Hłasko 

Na wakacjach się nie odpoczywa



Przeglądasz katalog biura podróży i nagle widzisz raj na ziemi. Morze w kolorze nieba, plaża pokryta białym piaskiem, a całość otoczona palmami i równo opalonymi ludźmi. Czy jest ktoś, kto zdołałby się temu nie poddać? Wykupujesz więc wakacje marzeń i czekasz z niecierpliwością na ten dzień. Dzień, w którym wszelkie troski zostawisz za odprawą bezpieczeństwa. Lot masz przewidziany na godzinę czwartą rano albo na godzinę dwudziestą drugą, więc opcje są dwie - albo narzekasz na brak snu albo na to, że płacisz za dzień, z którego nawet nie skorzystasz. Dzielnie przechodzisz jednak przez odprawę bezpieczeństwa konfrontując się przy tym z obsługą, która z niesmakiem patrzy na ciebie jak sobie radzisz. Ostatni lot odbyłeś rok temu, więc nie pamiętasz jakie panują tutaj zwyczaje. W samolocie pija się tylko wodę za dziesięć złotych, a ty bez cienia skruchy kroczysz z półtoralitrową Oazą. Jakby tego było mało zapomniałeś zdjąć pasek od spodni. Cicho zapadasz się pod ziemię.  

Po odstaniu kolejki do samolotu (i tej już w samolocie) w końcu siadasz na swoim miejscu. Oddychasz głęboko i dostrzegasz, że zarówno za tobą jak i przed tobą siedzą dzieci. Ogólnie rzecz biorąc, dzieci jest bardzo dużo, chyba nawet więcej niż dorosłych. Masz nadzieję, że rodzice nafaszerowali je aviomarinem i zaraz zasną. Nie zasypiają. Dziecko przed tobą nie przestaje się na ciebie gapić, a dziecko za tobą nie przestaje kopać ci w fotel. Wszystkie głośno przy tym krzyczą.

Jesteś już w hotelu. W końcu się wyśpię - myślisz odważnie. Nastawiasz sobie budzik, bo śniadania są serwowane od godziny siódmej do dziewiątej.

Na spotkaniu z rezydentem ponosi cię nieco i wykupujesz sobie jeszcze wycieczkę, żeby lepiej poznać historię miejsca, w którym aktualnie jesteś. Kończy się na tym, że oglądasz ruiny, które w ogóle cię nie interesują, cały czas spędzasz na szukaniu wolnej ławki w cieniu i na zakurzonych sandałach. W autokarze natomiast czeka na ciebie kolejna dawka atrakcji, są to ludzie otwarci za bardzo. Żartami sypią na prawo i lewo, pijąc przy tym regionalne trunki. Są przekonani, że i ty chcesz pośmiać się z ich dowcipów dlatego zawsze mówią bardzo głośno.

Za tobą wymiotuje dziecko. Przed tobą siedzi matka z niemowlakiem na kolanach, który najprawdopodobniej właśnie się zesrał. Zaczyna zmieniać mu pieluszkę, mówiąc przy tym rozkosznie - nie dyskutuj. Rozglądasz się wtedy, czy dziecko za tobą ma jeszcze jedną papierową torebkę.

Robisz się głodny. Masz jednak szczęście, hotel zadbał o ciebie wpychając ci w ręce lunchbox. Lunchbox to dwie grube, czerstwe kromki chleba z plastrem sera (jeśli po powrocie do domu chcesz przypomnieć smak wakacji koniecznie nie używaj masła!) do tego dostajesz butelkę wody, żeby się nie udusić. Równie dobrze mógłbyś łykać nasączone wodą waciki.

Trzeba również pamiętać, że na wakacjach jest zawsze: za zimno, za ciepło, wiatr jest zbyt mocny lub nie ma go wcale. Mieszkasz w za bardzo głośnej okolicy, bądź w takiej, w której nie ma co robić. I jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wspomniałam. Nie ważne z kim jedziesz na wakacje, jesteście ze sobą permanentnie pokłóceni. Mimo to robicie sobie razem zdjęcie, które wstawiacie na facebooka opiewając je opisem w cudownym nastroju oraz na instagram, gdzie dodajecie moc hashtagów.

Uśmierzyć ból może jedynie przekleństwo w ojczystym języku, usłyszane za granicą na samotnej przechadzce.

Ja, Ty i pies


Pragnę Ci powiedzieć, że bardzo chciałabym mieć z Tobą psa. Być może nawet kilka kwiatków na parapecie, których żadne z nas by nie podlewało. Obiecuję, że kupię te fajne kolorowe talerze, na których (być może) będziesz jadł coś więcej niż kurz. Zdziwisz się, że makaron można podawać na tyle sposobów, oraz że można go spalić gotując. Chociaż to pewnie dlatego umieściłeś instrukcję przeciwpożarową na lodówce. Zrezygnuję dla Ciebie ze ślubu z Las Vegas, choć przyznam się szczerze, że chciałabym przysięgać przed Elvisem Presleyem a może nawet Lordem Vaderem, że z każdym dniem będę Cię kochać jeszcze mocniej. Mogę zacząć prasować swoje ubrania zanim wyjdę z domu, bo wiem z jakim niesmakiem patrzysz jak chodzę wygnieciona. Obiecuję Ci, że ograniczę  konsumpcję kabanosów i czekolady. Nie będę też kruszyć w łóżku. I naprawdę nie wiem, czy to, że nasz żywotnik wysechł, a potem zgnił jest moja winą, czy Twoja. Tak czy owak, myślę że powinieneś mnie jednak zatrzymać.

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp