Kochanie kup chleb
W końcu
przychodzi ten moment, kiedy zamiast pisać Ci co mam na sobie, piszę, żebyś
kupił chleb jak będziesz wracał z pracy. Na naszym stoliczku nocnym kładę kaktusy, Ty okulary, rano Twoja ręka trafia na kaktusy zamiast na okulary, Ty przeklinasz, a okulary podaję Ci ja, też przeklinając. Ty natomiast potrafisz zaginać czasoprzestrzeń, co również mnie denerwuje, ale tak naprawdę marzę o tym, żebyś kiedyś mnie tego nauczył.
Czasami
się kłócimy. Raz częściej, raz rzadziej. A wtedy boli mnie Twój wzrok, kiedy
patrzysz tak chłodno, a kiedy z Twoich ust nie wydobywa się żadne
słowo, które mogłoby mnie pogłaskać po głowie boli mnie całe ciało. Czasem nie wiem co dalej, co
teraz i dlatego rzucam się po ścianach, bo wtedy często wychodzisz, a ja
naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić.
Żadne z
nas nie jest tak naprawdę dorosłe, a żyć jakoś razem trzeba. Wyciągamy
wnioski, ale dopiero wtedy gdy rozbite talerze leżą już wokół nas na podłodze.
Ostatecznie
pomimo niebywałego związku kolorystycznego doniczek ze stoliczkiem, kaktusy
stoją teraz koło telewizora. Ty z rynku wracasz taksówką. A ja i tak pewnego
dnia wytatuuje sobie Twoje imię na przedramieniu i mogę Ci gwarantować, że jestem świetnym obiektem do kochania.