2018
Powietrze
powoli oczyszcza się z mikołajów, cekinów i magicznej atmosfery. Jeszcze dwa
tygodnie i przestaniemy potykać się o
butelki taniego szampana. Znów będzie można oddychać zwykłym smogiem i spokojnie czekać na czekoladowe zające.
Kiedy
inni gorączkowo podsumowują to co było i snują ambitne plany na nowy rok, moim
jedynym postanowieniem jest to, żeby w kolejnego sylwestra zapamiętać północ i
wsiąść do taksówki z klasą, a nie z pomocą. Tak, żeby kolejnego dnia nie jednoczyć się w masowym zgonie z sąsiadem, którego torsje, dzięki oszczędności na materiałach budowlanych, słychać także i w mojej łazience. Innymi słowy, chcę się cieszyć, ale tym razem nie tak jakby jutra miało nie być, bo jutro zawsze nadchodzi. A wtedy nie ma litości. Jednak z rzeczy niesamowitych, jakie
wydarzyły się w 2018 roku, to mój pierwszy raz pierwszy pod namiotem. I choć nie był
to wcale Openair jak chciałam, a zwykła Legnica, to wrażenia, podejrzewam, były podobne. I chociaż ze
sztuką surwiwalu mam tyle wspólnego, że potrafię zmyć makijaż mokrą chusteczką,
a otwieracz do piwa zawsze noszę przy kluczach, to jakoś przeżyłam. Upiekłam
też swoje pierwsze w życiu ciasto, a dla takiej ignorantki kulinarnej jak ja,
która potrafi zjeść śledzia przy akompaniamencie dwóch pierogów z wczoraj, jest
to niemały wyczyn.
Co się w
tym roku nie wydarzyło, a bardzo mnie zdziwiło to to, że znów nie znalazłam się
na liście najgorętszych dwudziestoparolatek w Polsce. Ba, nie zostałam nawet
twarzą osiedla. Mam jednak nadzieję, że 2019 rok się za mną wstawi i będzie dla
mnie dobry. Roku 2019 przygotuj dla mnie coś super.
Jedno
wiem na pewno. W tym roku chcę być szczęśliwa jak kobiety z reklam podpasek i
tamponów. One wydają się nie mieć zmartwień a wszelkie przykrości przechodzą
obok nich z daleka. I tego właśnie wszystkim życzę.
Komentarze
Prześlij komentarz