UPADEK
Jeśli podarujesz drugiej
osobie cząstkę siebie, to nawet jeśli ona jej nie weźmie, ta cząstka nigdy już
do ciebie nie wróci. Wtedy rozpoczyna się bardzo długi i bolesny proces
powolnego spadania.
***
Staram się ubrać tak, żebym
na pewno wyglądała jak milion dolarów, ale też tak, żeby mój strój krzyczał do ciebie jasno komunikując, że wybrałam pierwsze rzeczy, które wyjęłam z wierzchu
szafy. Bez zbędnego debatowania, zupełnie od niechcenia. Żebyś myślał, że zawsze
wyglądam super, że po prostu taka się budzę i taką siebie widzę rano w lustrze.
Na przywitanie przytulam
cię delektując się jedyną formą bliskości, na którą mogę sobie z tobą pozwolić. Jednak po pewnym czasie stało się to dla mnie uciążliwie krępujące, bo przez tę
chwilową przyjemność moje uczucia mogłyby zostać zdemaskowane. Zupełnie
zapomniałam ile powinno trwać takie przytulenie, żeby było koleżeńskie. Dlatego
ustaliłam, że będę cię przytulać półtorej sekundy. Dwie – jeśli mam naprawdę zły dzień, a więcej niż dwie są zbyt ryzykowne.
Potem rozmawiam z tobą,
staram się panować nad spojrzeniem, zneutralizować i ukryć to czego się
wstydzę. Udawanym mimochodem pytam co słychać, bo przecież zupełnie mnie to nie
interesuje. Potem mówimy sobie cześć, rozstajemy się i myślę nad tym ile czasu
tym razem będę musiała czekać na taki przypadek, Bo ty zawsze myślisz, że to
był przypadek, zupełnie nie zdajesz sobie sprawy z tego ile, za każdym razem,
wkładam w tę przypadkowość wysiłku. Takie aranżowanie zajmuje ogromną część
mojego życia, jest jak dodatkowa praca. Negatywnie wpłynęło nie tylko na
brak czasu i psychiczne wycieńczenie, ale też na to, że w pewnym momencie
przestałam wiedzieć kim ja właściwie jestem. Chciałam dopasować siebie do ciebie. Całe swoje
życie, charakter, wygląd, a nawet rzeczy, które lubię. Całą moja zewnętrzność i
wewnętrzność.
Dzięki tobie wiem, że
jeśli przez tak długi czas nie dostaję tego czego tak bardzo pragnę, to ten
brak boli. Bardzo. Boli fizycznie, a ból pulsuje i promieniuje. W końcu boli
mnie całe ciało i nie mam na nic siły. Nie mam siły, żeby wstać, napić się wody, uczesać się. Nie mam siły otworzyć oczu, ani zamknąć okna, nawet jeśli jest
mi bardzo zimno. Chcę spać, bez przerwy, chcę przespać całe życie.
A teraz usiadła na mnie
osa i nie mam siły jej strącić, a przecież nienawidzę owadów. Właśnie to ze mną
zrobiłeś.
Niby nie stało się nic
takiego, właściwie to nie stało się nic. Całe moje życie z tobą dzieje się w
mojej głowie, choć tam sprawy zaszły na tyle daleko, że czuję się jakbym
straciła cię bardzo realnie. Czasem płaczę przez to nieszczęście jakie mnie
spotkało, a czasem śmieję się sobie w twarz, bo jak wytłumaczę wszystkim
dlaczego jestem na dnie, skoro nic się nie stało? A ja na tym dnie byłam. Poczułam
jak dotykam stopami zupełnego końca, czarnego pyłu, pod którym nie ma już nic.
Rany nie chcą się goić, a
jeśli to się dzieje, szybko rozdrapuje je na nowo. Widać już żywe mięso, a ja
mimo to nie przestaję drapać. Płaczę nad tymi ranami, bo bolą i pieką niemożliwie
bardzo, a ja mimo to nie potrafię przestać. Czasem marzę, żeby ktoś złapał mnie
za te obolałe ręce i po prostu nie pozwolił mi na to, ale jestem przecież sama.
To był właśnie ten czas,
podczas którego spadałam w dół. Spadałam i spadałam. Nie mogłam i nie potrafiłam tego zatrzymać – tak chciałam o tym myśleć. Choć tak naprawdę ja chciałam się zatrzymać. Wyłam ze smutku, a potem płacząc śmiałam się. I tak na
zmianę, dniami i nocami, że nikt się nie domyślił. Nikt nigdy nie odkrył tego
co czułam. Miałam tak bardzo dość, że marzyłam o tym, że ktoś w końcu nakryje
mnie na gorącym uczynku i publicznie wyjawi wszystkie moje sekrety. Było mi tak
źle, że kara zdawała się być najlepszą nagrodą.
Potem jest sztorm,
pioruny uderzają we wszystkie rany, kolejny raz nie pozwalając im się
zabliźnić. W pewnym momencie przestałam już spadać. Kiedy człowiek spada w dół
przynajmniej coś się dzieje. Ja byłam na dnie. Na zupełnym dnie. Na dnie było
piekło.