WHO CARES, SHIT HAPPENS I BRITNEY SPEARS



Who cares


Kiedy ktoś po raz pierwszy obrazi cię w internecie (równie dobrze może się to stać na ulicy, chociaż online przychodzi to znacznie łatwiej) tak o, po prostu, zupełnie bez powodu, zmieniasz sposób patrzenia na świat. Choć to boli, bardzo, jest jak cios prosto w twarz, taki, że upadasz gębą na bruk wybijając sobie przy tym przedniego zęba. Ale podnosisz się, wstawiasz zęba, spłacasz za niego kredyt i żyjesz dalej. To hartuje. Na początku zostawia ślady, wyraźne wgniecenia, potem zamiast wgnieceń pojawiają się tylko delikatne rysy, na końcu wszystko co złe po prostu odbija się i ucieka. I nikt nie ma już z tego satysfakcji.

Frustracja, zazdrość, nałogowe porównywania się do innych i zadowalanie wszystkich. Te cztery rzeczy są kluczem do niezadowolenia, są receptą na spieprzenie sobie życia. Zadowalanie wszystkich odrzuciłam z dużą łatwością, kiedy okazało się, że jeśli będę próbowała dorównać tak wielu rozbieżnym oczekiwaniom, to sama będę niezadowolona, a niezadowoleniem łatwo jest zarażać innych. Frustracja to pułapka, cicha pułapka, czasami zauważalna dopiero po dłuższym czasie. Od frustracji do zazdrości i porównywania siebie do innych, droga jest krótka. Naprawdę o wiele lepiej jest próbować niż nie, nawet jeśli miałyby się te próby zakończyć klęską. Ciężko żyje się z takim brzemieniem, że się chciało, ale nic się nie zrobiło. 

Przykład poniżej, najlepszy jaki znalazłam. Serio, musicie to zobaczyć. Fragment niestety tylko po angielsku, przewińcie do 28 sekundy albo odpalcie sobie na netflixie (90-ta minuta). Fajny film.



                                                                                                Shit happens

 

Może zabrzmi to zbyt kołczingowo, ale muszę to napisać. Czasami nie warto buntować się wobec tego co nie wychodzi tak jakbyśmy tego chcieli. Wiele razy miałam w życiu tak, że coś nie działo się po mojej myśli. Zwykle coś bardzo ważnego, coś na czym mi zależało. Początki oswajania się z taką sytuacją są trudne, człowiek zadaje sobie pytanie – dlaczego? I w kółko szuka odpowiedzi, zamiast zamknąć temat, iść dalej i nauczyć się być szczęśliwym pomimo czegoś. Jeśli nie mamy na coś wpływu, to nie warto zatruwać sobie tym życia, żeby tkwić w złości i rozgoryczeniu. Szkoda na to czasu. Czasami los/Bóg/Budda/matka ziemia albo cokolwiek/ktokolwiek w co wierzysz, wiedzą co robią. Patrząc na moje życie, wiele rzeczy, które tak usilnie chciałam przeciągnąć na swoją stronę, cofnąć czas, coś pozmieniać i takie tam. Potem, czasami prędzej, czasami dopiero po latach, okazywało się, że wyszło mi to na dobre. Że spotkało mnie coś lepszego, że tak po prostu miało być. Można wyciągnąć z tego dużo lekcji, można się dowiedzieć kim się jest, a na pewno jest się silniejszym niż wcześniej.


    Britney Spears


If Britney Spears survived 2007 you can survive today. To dopiero motywuje. Nie jakieś brednie typu never give up czy zostań zwycięzcą. 

Od jakiegoś czasu, kiedy mam zły humor odpalam sobie stare piosenki Britney Spears. Być może działają tak tylko na mnie, ale jeśli już zupełnie nic mi nie pomaga, to w niej jest zawsze nadzieja. Poza tym jeśli Britney Spears przetrwała 2007, ogólnie przeżyła go, a potem wydała jeszcze 5 płyt i wymiatała w Las Vegas, to ty poradzisz sobie ze wszystkim.

Nie da się żyć bez problemów, a przecież smutek nadaje sens szczęściu, jak powiedział kiedyś jeszcze nikomu nie znany pisarz. Jeśli cały czas byłabym szczęśliwa, nie spotykałyby mnie żadne nieprzyjemności, to potem szczęście przestałoby smakować. Nie budziłoby radości, stałoby się czymś oczywistym. To jest jak jedzenie czegoś naprawdę dobrego, trzeba poczuć głód, żeby to smakowało jeszcze bardziej. Trzeba za kimś zatęsknić, żeby wiedzieć, czy naprawdę nam na tej osobie zależy. Tak jest ze wszystkim.

 

 

#BRIDETOBE

 


Ślub to nie program Izabeli Janachowskiej. Ona nie przyjdzie, nie wręczy odkurzacza ,,z filtrem wodnym i taką specjalną szczotką, dzięki której można odkurzać, myć i osuszać jednocześnie. Taki odkurzacz trzeba sobie kupić samemu. I nie tylko to.

Nigdy nie marzyłam o wielkim ślubie. Myślałam raczej o czymś bardzo skromnym i kameralnym. Jednak często wychodzi w życiu tak, że im prostszy jest plan, tym ciężej go zrealizować. Zawsze otwarcie mówiłam, że nie chcę mieć wesela, głównie z przyczyn ideologicznych. Kiedyś nawet usłyszałam, że nie chcę, bo jestem skąpa. Ostatecznie, okazało się jednak, że taki ślub bez wesela jest nie ważny albo ważny, ale trochę mniej. 

Znaleźliśmy zatem miejsce, które w naszych wizualizacjach będzie wyglądało jak beach bar. Tak, że będę mogła leżeć na leżaku pod drzewem, ubrana cała na biało, popijając prosecco. Nie przepadam za standardowymi salami (białe, poliestrowe pokrowce na krzesła wzbudzają we mnie poczucie skrępowania zupełnie jak białe obrusy). Nie lubię nawet tego słowa, a z sali zawsze chce po prostu wyjść. Dlatego dzięki leżakom pod drzewem na pewno tam będę, bo z dworu ciężko jest wyjść bardziej. Okazało się jednak, że rezerwacja miejsca z nieco mniej niż dziesięciomiesięcznym wyprzedzeniem jest co najmniej nieodpowiedzialna, a przyjęta norma to dwa lata.  Przez to, że nie miałam o ślubach bladego pojęcia, zachęcona poradami z internetu kupiłam planer aka pamiętnik dla nastolatek. Poradnik, rozpisany na 222 stronach, gdzie na jednej z nich, nagłówek mówił do mnie, żebym narysowała szkic wymarzonego tortu weselnego. Jeśli tort będzie brzydki, to znaczy, że został odwzorowany z mojego, pełnego marzeń, rysunku. Swoją drogą, z tego co czytałam sposobów na wejście tortu jest kilka. Z racami, przy akompaniamencie walca ze świecami w dłoniach albo nowocześnie, na Jamesa Bonda z latarkami w kłębach dymu.

Oprócz białych pokrowców i obrusów, wzdryga mnie również na dźwięk słowa wesele i na brzmienie głosu wodzireja mówiącego, że będą oczepiny. Wodzirej/DJ to osoba, której najbardziej się obawiam. Kiedy spotykaliśmy się z potencjalnymi DJ-ami, zawsze taką rozmowę zaczynałam w ten sam sposób. Otwarcie mówiłam, że nie lubię wesel, seksistowskich zabaw i disco polo. Dlatego najlepiej będzie jeśli dj będzie po prostu puszczał muzykę i to taką, którą wybiorę ja. Wiecie jak ciężko jest znaleźć kogoś takiego?

Kiedy dostałam maila od jednego z pierwszych dj-ów, z którym się kontaktowaliśmy, otworzyłam dwa pliki z zabawami oczepinowymi i programem wesela, śmiałam się naprawdę długo. Pomijając to, że w ciągu najpiękniejszego dnia naszego życia obcy facet przewidział dla nas dwie dziesięciominutowe przerwy (wtf), które będziemy mogli przeznaczyć na przykład na pójście do toalety, bo w sumie to nie wiem na co. W programie znalazło się bardzo dużo innych smaczków. Nie musiałabym się między innymi martwić o to, czy moi goście wyglądają na zadowolonych czy nie, bo wodzirej aranżowałby ich reakcje i inicjował okrzyki i wiwaty. Potem zaczęłam przeglądać zabawy, właściwie to tylko i wyłącznie z ciekawości, bo zawsze jak pada hasło oczepiny, to wychodzę. Naprawdę nie robię tego złośliwie, szanuję jeśli ktoś szczerze lubi takie rzeczy, ale ja tego ani nie lubię ani nie rozumiem. 

Pamiętam jak będąc na weselu uchyliłam drzwi do sali, żeby ukradkiem sprawdzić czy już po zabawach. Naprawdę uchyliłam, w sali byłam tylko jednym ramieniem i nosem. Okazało się, że nie, że wciąż trwa. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wodzirej wciągnął mnie do sali, założył na głowę kowbojski kapelusz z czerwonymi cekinami, a na szyję kwiatowy hawajski naszyjnik. Nagle byłam otoczona w kółeczku złożonym z samych pań trzymających się za ręce, które, jak wodzirej kazał, to zwijało do środka a potem rozwijało do zewnątrz. (Zabawy zawsze dzielą ludzi – na płeć, wiek, bądź rodzinę). Cały czas trzeba było krzyczeć głośno uuuu i podnosić ręce. A potem zaczęłam tańczyć w trójkącie z obcym facetem który przejechał łapą po moim tyłku. 

Kiedy rozdrażniona wyszłam na zewnątrz, powiedziałam, że na moim ślubie nie będzie żadnych zabaw. Na co, równie mi obca, co tamten typ minutę wcześniej, kobieta, odpowiedziała, że skoro nie będzie oczepin, to nikt do mnie nie przyjdzie. Tylko, że ona też z nich wyszła, ale co ja tam wiem o weselach.  Pewnego dnia zacznę sążnie przeklinać w miejscach publicznych i nie będę przepraszać. No bo co w końcu kurczę blade. (Jak nie czytaliście Mikołajka, to naprawdę wiele przed Wami.) Zabawy w randkę w ciemno, taniec dobrych rad i wycieczkę do zoo stanowczo odrzuciłam. Nie wyobrażam sobie, żeby któryś z moich gości był Azorem. Monopol na bycie psem ma Fibi.

Nawet jak chce się zorganizować małe przyjęcie, to i tak koniec końców okazuje się, że określenie – najbliższa rodzina, jest zbiorem niemalże tak samo rozległym jak zbiór wszystkich niebieskookich ludzi. Jest też nieprecyzyjne, bo co właściwie znaczy najbliższa rodzina? To są wszystkie te osoby, które kwalifikują się do tego zbioru przez najmniejsze odległości pokrewieństwa na drzewie genealogicznym? Szkoda, że najbliższą rodziną nie mogą być te osoby, które są bliskie bez względu na więzy krwi. Na szczęście ja tak mogę, dobieram ich jak chcę, wciąż mam otwartą rekrutację. Jednak w ten sposób nasza lista wzrosła dwukrotnie.

Teraz, całą czarną robotę mamy już właściwie za sobą. Rzutem na taśmę udało mi się zamówić sukienkę, w której nie będę zajmować dwóch miejsc przy stole. I taką, żebym czuła się w niej jak w ubraniu, a nie jak w przebraniu. Chociaż to też było dosyć trudne, bo w salonach są głównie duże rozmiary, takie że wszyte miseczki kończą mi się w okolicach połowy pleców. I zamiast jak panna młoda wyglądam jak w zbroi tuż przed walką. Ciężko jest wtedy wyobrazić sobie jak taka sukienka wyglądałaby w mniejszym rozmiarze. Mam naprawdę niezłą wyobraźnię, jestem z niej bardzo zadowolona. Ale na pewno nie tak, żeby wydać kilka tysięcy na przypuszczenia.

Tak czy siak wesel nie zrozumiem prawdopodobnie już nigdy. Jeśli moje dzieci, o ile będę je mieć, będą chciały wziąć ślub w Las Vegas, to sama kupię im bilet. Zanim ktoś zdąży się wtrącić, że tak nie można. Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że weźmiemy ślub, bo chcemy i kiedy chcemy, a nie dlatego, że chciała tak ciotka/sąsiadka/wujek. I myślę, że to naprawdę dobra prognoza na udane małżeństwo.

PS1 Nie, wesele się nie zwraca.

PS2 Nie, wesele nie jest dla gości.

PS3 10 miesięcy to na ślubne – z dnia na dzień

 

 

 

 

POKOLENIE SMUTNYCH LUDZI PALĄCYCH NA BALKONACH

 




Właściwie nie do końca wiadomo, kiedy życie tak naprawdę się zaczyna i czy urodziny nie są tylko umowną datą. Taką, którą po prostu każdy ma. Jak konto na facebooku albo fajne adidasy. Przecież urodzić się to wcale nie znaczy żyć.

Pokolenie smutnych ludzi palących na balkonach.

Jednym z trudniejszych życiowych wyzwań jest dowiedzenie się kim się jest. To nie jest tak, że od razu wiemy o sobie wszystko. Ja nie wiedziałam wielu rzeczy, przez co czułam się jak niedokończony projekt, niewystarczający i wymagający poprawek. Najgorsze są w tym wszystkim noce, te bezsenne. Wtedy ciężko jest nie myśleć o sobie, za to łatwo jest się zadręczać. W nocy łatwo zgubić się w swoich myślach. Wszystkie wylewają się na wierzch jak z przepełnionej szklanki. Porażki, wstyd, to co nie wyszło, a miało. 

***

Kładę się do łóżka i staram się odpędzić myśl, że to będzie właśnie taka noc. Leżę na wznak, patrzę w sufit, jest uporczywie szaro i cicho. Jestem tylko ja. Odwracam wzrok w prawo i widzę moskitierę, która z jednej strony odkleiła się od paska na rzep. Unosi się w powietrzu natrętnie odbijając się od okna. Odwracam wzrok w lewo i widzę wypalcowane drzwi szafy, których nie potrafię domyć. Poddaję się i zamykam oczy, ale czuję, że mimo to, pod moimi powiekami przewijają się miliony obrazów, a gałki oczne uciążliwie drgają. Zaczyna mnie swędzieć dłoń, jak nieistniejące ukąszenie owada. Nie chce przestać swędzieć, drapię się, aż do pięknej czerwoności. 

Myślę o tym co zrobiłam, a czego nie, co chciałabym robić, a czego się boję. W nocy myśli potrafią paraliżować, w nocy jest więcej strachu i lęku. Dopiero dzień może je odpędzić. Dlaczego w nocy tyle  się myśli? Biorę głęboki oddech i to gubi mnie jeszcze bardziej. Zapominam jak powinno się oddychać, żeby było to naturalne. Oddech powinien być długi czy krótki. Ile sekund powinno minąć między wdechem a wydechem? I ile mam czekać, żeby ponownie nabrać powietrza w płuca? Czuję, że już nie zasnę. Przeszkadza mi sposób w jaki kołdra dotyka mojej skóry.

W końcu przychodzi ranek i przypominają mi się słowa Kazika - ,,w tym wietrze z syfu z listopada łatwo popaść w melancholię. Zawsze jednak przychodzi dzień, znów świeci słońce, znów pojawiają się szanse. Źle nigdy nie jest przez cały czas. Wszystko ma swój początek i koniec. Wszystko zatacza krąg, życie też. Wszystko czego doświadczamy, te pozornie nieuporządkowane elementy, rzeczy mniej przyjemne i te bardziej, tworzą nas. Dzięki nim wiemy kim jesteśmy, a wtedy można wszystko.


 

 

MENTOS & COLA



Dopiero się poznaliśmy, jest fajnie. Najpierw tylko troszeczkę, ale bardzo szybko robi się naprawdę ekstra. Zakochuję się w tobie zupełnie na poważnie, kocham cię nawet opuszkami palców, a z tobą jest mi zawsze cieplej.

Potem pojawiają się sprzeczki, najpierw są nieistotne, później coraz bardziej. Nagle patrzysz na mnie inaczej niż wczoraj. Trochę za bardzo angażujemy się w zupełnie niepotrzebne konflikty. Mniejsze, większe, błahe i te zupełnie poważne. Już nie jest mi przy tobie tak ciepło.

__________________________________________________________________________

 

Potem była kłótnia. Zupełnie podobna do wszystkich innych. Różniła ją tylko jedna rzecz – była ostatnia. Nagle nie było już nas, staliśmy się dwoma częściami, które w jednej chwili przestały do siebie pasować. Myśleliśmy, że to tylko na chwilę, że zaraz jedno z nas znajdzie tę brakującą część, dzięki której uda się połączyć nas na nowo. Było inaczej. Dziecinna próba sił i powód, którego właściwie nigdy nie było. Powiedzieliśmy sobie kilka słów za dużo, potem kilkanaście i kilkaset. W końcu nie wypowiadaliśmy już żadnych słów. Przez trzy lata.

Trzy lata to wynik obecny.

Jedno z nas układa sobie życie od razu. Drugie nie.

KAC



(Naprawdę nic mnie tak nie bawi jak własne żarty. Czy Wy też tak macie?)

Czasem ciężko jest pogodzić się z tym, że to wszystko przez alkohol. Mówimy, że boli głowa, coś nas bierze, a pies niech sra w domu.

Czasami jest tak, że zbyt mocno świętujemy wtorek, imieniny albo cokolwiek innego. Wtedy na drugi dzień najtrudniej jest otworzyć oczy, skonfrontować się z rzeczywistością i zrobić absolutnie cokolwiek. Kac przychodzi zawsze z totalnego zaskoczenia, nigdy spodziewanie, jest jak interwencja CBŚ. To są takie poranki, kiedy budzisz się, a w lustrze zamiast własnego odbicia widzisz coś co najwyraźniej zaczęło się już rozkładać. Makijaż, który poprzedniego dnia czynił z ciebie miss województwa okazuje się zmyty zupełnie mniej więcej, a osoba, która wyszła wczoraj z domu najwyraźniej do niego nie wróciła. A przynajmniej na pewno nie w swojej kurtce (ja miałam tak kiedyś z butami i byłam przekonana, że od alkoholu maleją stopy).

 

Przypominają ci się wszystkie karniaczki i rozchodniaczki, które wędrowały po twoim organizmie w ilościach hurtowych jak kartofle po gorzelni. I te wspomnienia nie pomagają, bo okazuje się, że mają smak.

 

Najważniejsze jest, żeby malować się po zwymiotowaniu, a nie przed, i koniecznie spinać włosy.

 

Na koniec moje dwa ulubione cytaty o kacu z książki Jakuba Żulczyka Zrób mi jakąś krzywdę. Według mnie jest lepsza od Ślepnąc od świateł. A jak ktoś nie lubi długich książek, to jest też od niej krótsza.


Cytaty były w ostatnim wpisie, ale na pewno kogoś ominęły.

 

- Co tam wczoraj robiliście, gdzie zniknęliście? – pyta Michał, snując się bezwładnie po domku pełnym spoconych wódką trupów. Szuka papierosów, gdy je znajduje, okazuje się, że szukał tak naprawdę ibupromu; gdy znajduje ibuprom, szuka wody mineralnej. Kac to lawina narastających, fałszywych potrzeb. Tak naprawdę trzeba tylko położyć się w zimnej wodzie i nie bać się śmierci.

 

Papieros na czczo i na kacu smakuje tak, jakby zjeść trochę czyichś prochów prosto z urny.

NAPRAWDĘ FAJNE CYTATY

 


Jakub Żulczyk

Zrób mi jakąś krzywdę


- Co tam wczoraj robiliście, gdzie zniknęliście? – pyta Michał, snując się bezwładnie po domku pełnym spoconych wódką trupów. Szuka papierosów, gdy je znajduje, okazuje się, że szukał tak naprawdę ibupromu; gdy znajduje ibuprom, szuka wody mineralnej. Kac to lawina narastających, fałszywych potrzeb. Tak naprawdę trzeba tylko położyć się w zimnej wodzie i nie bać się śmierci.


- Jesteś strasznie stary, gdy będę w sile wieku i zbudzą się moje potrzeby, ty będziesz umierał pod respiratorem.

- Będę ci opłacał kochanków.

- Znudzisz się. To, co jest urocze, szybko staje się irytujące. Dziecko zadaje dużo pytań – najpierw mówisz jakie ono jest inteligentne, potem stwierdzasz, że gnój szuka tylko dziury w całym.


Papieros na czczo i na kacu smakuje tak, jakby zjeść trochę czyichś prochów prosto z urny.


Po szóste, nigdy nie robiłem tego z dziewicą. Zawsze było łatwo. Nigdy nie było tego delikatnego, wymagającego jednak wprawy oporu. Nigdy nie musiałem być nauczycielem. Kurwa, nie mogę być nim teraz, w tej scenerii jak z listów zdesperowanych matek do gazet z programem telewizyjnym: Droga Pani Doktor, Anetka pojechała z chłopakiem pod namiot i wróciła w ciąży i bez przedniego zęba.


Lina Wolff

Poliglotyczni kochankowie


Już wtedy jednak przeczuwałam, że Johnny to ktoś na kogo trzeba uważać. Podobnie jak większość chłopaków z moich okolic był, rzecz jasna, porywczy, niewykształcony i napalony, i taki miał już pozostać do końca życia.


Ze wszystkich kategorii odrażających ludzi – przeszło mi przez myśl – najgorsi są ci, którzy nie potrafią się wysłowić.


Następnie nie patrząc mi w oczy, otworzył przede mną drzwi samochodu. Wsiadłam, a on zatrzasnął je z hukiem. Prowadził swoje bmw ostro i zdecydowanie, tak jak to robi mężczyzna, kiedy spodziewa się, że siedząca obok kobieta przysporzy mu kłopotów.

 

John Steinbeck

Autobus do San Juan


Teraz Mildred nie zwierzała się już nikomu, myślała po swojemu i czekała, aż śmierć, małżeństwo lub przypadek uwolni ją od rodziców. Ale przecież kochała ich i byłaby przerażona, gdyby uświadomiła sobie, że życzy im śmierci.

CZAS JEST CIECZĄ


Dorosłym staje się nagle. Nie ma żadnego ostrzeżenia, przygotowania ani poradników jak żyć, żeby sobie tego życia nie spieprzyć. Ulegamy złudzeniom, że czas stanie w miejscu i poczeka, aż spełnimy swoje marzenia. Myślimy po cichu o przyszłości. Jak można ją właściwie zdefiniować i kiedy się zaczyna, skoro właściwie cały czas mamy teraz? Wydaje nam się, że prawdziwe życie dopiero przyjdzie, że to tylko przedsmak.

***

Lista rzeczy, które chcę zrobić w życiu zdaje się nie mieć końca i zamiast maleć wydłuża się tak, że już nie pamiętam co zapisałam na jej początku. Myślę, czy jestem gotowa, żeby dorosnąć, lecz zamiast odpowiedzieć sobie na to pytanie walczę z potworami, które siedzą w mojej głowie. Zawsze w nocy. Nie wiem jak wyglądają, ale dokładnie wiem co do mnie mówią. Odstraszam je stanowczo próbując zasnąć. Mija godzina, dwie, a za nią trzecia. Otwieram oczy zrezygnowana. Wiem, że i tak nie uda mi się dzisiaj zmrużyć oka. Patrzę w sufit. Na suficie wisi lampa. Lampa wisi krzywo. W rogu ściany siedzi pająk, którego nie mam odwagi się pozbyć, więc staram się przyzwyczaić, że i on tutaj mieszka. Czekam na kolejny dzień i liczę na to, że tym razem będę na tyle odważna, by móc skreślić choć jedną rzecz z mojej listy.

 

czas jest cieczą

przelatuje przez palce jak woda.

nie można go złapać, zatrzymać.

najlepiej po prostu płynąć.

nie z nurtem, a prawdziwie

żyć.



 

10 NIEKONIECZNIE OCZYWISTYCH PRAWD O MNIE



Zastanawiam się co mogłabym napisać i co błędnie nie wskazywało na to, że jestem narcystycznym egocentrykiem. Do głowy przychodzą mi same bzdury jak na przykład to, że wykrawam żyły z kotletów i nie lubię marchewki z groszkiem, ale to chyba nie do końca o to chodzi. Udało mi się jednak przygotować 10 faktów z mojego życia. Niekoniecznie oczywistych.

  1. Potrafię świadomie śnić. Nie ma nic lepszego od robienia tego co się chce, bez żadnych konsekwencji. Świadomy sen nie jest prosty i naprawdę trzeba mieć wprawę, żeby móc przejąć nad nim kontrolę jednocześnie nie wybudzając się z niego.
  1. Moja prababcia pochodziła z Gruzji, więc mam gruzińskie korzenie.
  1. Wychodzę na zdjęciach jak pajac. Mój narzeczony robi mi zdjęcia albo z zaskoczenia (naprawdę dziwne, że nie wychodzą) albo nie z zaskoczenia – wtedy staram się pozować, ale też nie wychodzą, bo mówi, że za bardzo kombinuje. 
  1. Nie wyobrażam sobie mieszkać w innym miejscu niż Wrocław. Kocham to miasto i jestem typowym lokalnym patriotą. Gdańsk również zajmuje honorowe miejsce w moim sercu.
  1. Kiedy tęsknię ciężej mi się oddycha.
  1. Nie umiem w small talk i nie mam zamiaru się tego uczyć.
  1. Jestem introwertykiem i potrafię miło spędzać czas sama ze sobą.
  1. Nie uznaję pokrewieństwa i powinowactwa. Sama decyduję o tym kto jest moją rodziną. Nie potrzebuję do tego jakichkolwiek więzów krwi.
  1. Zamyślam się z prędkością światła. Można mnie przestraszyć stojąc koło mnie, nawet kiedy wiem, że ktoś koło mnie stoi. Mam swój świat i swoje kredki. Po prostu.

  1. Moim największym marzeniem jest wydać własną książkę.

PIĘĆ MYŚLI O POSIADANIU PSA - ROK Z FIBI




W niedzielę minie rok odkąd mamy w domu psa.

Pamiętam jak dwa lata temu w styczniu, kiedy było mega zimno, obrzydliwie i wiało, ja patrzyłam przez okno, z ciepłego domku, otulona kocem i herbatą z rumem, na frajerów z psami, ciesząc się że nie muszę nigdzie wychodzić. Teraz jestem jednym z nich.

Psa nigdy nie miałam, dlatego szczeniaki kojarzyły mi się głównie z rozkosznymi reklamami karmy Pedigree, gdzie pieski są zawsze uśmiechnięte i sterylne. Tymczasem Fibi szybko pokazała mi na czym tak naprawdę to polega wymiotując na moje kolana niedługo po odebraniu jej od hodowcy, a następnie próbując włożyć to w siebie z powrotem. 


PIĘĆ MYŚLI O POSIADANIU PSA 


Człowiek broni swojego psa jak lwica potomstwo


Pierwszy raz wdałam się w słowną bitwę na wulgaryzmy, gdy rowerzysta o mały włos nie przejechał Fibi, a potem obrzucił mnie szambem nieprzyjemnych epitetów. Naprawdę nigdy nie myślałam, że będę w stanie powiedzieć do obcej osoby – sam spierdalaj, frajerze. To było jedyne co przyszło mi do głowy, a frajerze dorzuciłam dopiero po chwili, bo do końca łudziłam się, że wymyślę coś lepszego.


 Na punkcie psa wszystkim odbija tak samo

Mama dzwoni, żeby zapytać co u Fibi i żebym wysłała jakieś jej zdjęcie, a tata pyta Fibi jak jej się spało. Rozmowy z narzeczonym przy śniadaniu zaczynają się od tego, czy kupa nadal jest rzadka czy też stolec jest już satysfakcjonująco twardy. Po jakimś czasie to naprawdę przestaje obrzydzać. Kuba robi Fibi termofor, kiedy źle się czuje (ja termofor dostałam tylko raz, jak pies go nie chciał). Do tego dochodzi jeszcze masowanie psich łapek, lizanie po twarzy i spanie w łóżku. A twoi znajomi odwiedzają twojego psa. Nie ciebie. 



Opieka nad psem to nie hop siup

Objawia się to na przykład wtedy, kiedy wdepniesz w kupę, a potem wdepnie w nią twój pies i gonisz go ze szmatą, żeby wyczyścić mu skalaną stópkę. Albo kiedy twój pies nasikał właśnie do legowiska a ty zasadniczo nie wiesz co robić lub ma sraczkę i ma ją w domu na panelach. Po pierwszych tygodniach z Fibi byłam tak zmęczona, że powiedziałam do walizki chodźmy. Natomiast Fibi nie jest zmęczona nigdy, nawet jak wbiegnie na Śnieżkę aportując przy tym przez całą drogę, tak że mogłaby śmiało zastąpić królika w reklamie baterii energizer. 


Nie warto żyć złudzeniami


Kiedy kupujesz sobie psa, żeby zmusił cię do aktywności fizycznej i zmiany stylu życia, a koniec końców stoisz z nim przed blokiem paląc papierosa i patrzysz mu prosto w oczy jak sra. Łudzisz się, że pies nie będzie wskakiwał na kanapę, nie będzie spał w łóżku, a potem sam namawiasz go żeby wskoczył, bo chcesz go międlić i przytulać. 

 

 Psy są najlepsze na świecie


Nawet jeśli trzeba zbierać kupę z trzech dni, żeby sprawdzić czy ma pasożyty. Pamiętam jak Kuba schował tę broń biologiczną do lodówki, postawił obok majonezu i powiedział – ale miała dzisiaj srakę. Ale to wszystko naprawdę nie jest ważne. Pies kocha najbardziej na świecie i tęskni zawsze i wszędzie. Nie ma nic lepszego od przytulenia się do ciepłego futerka i patrzenia na jego radosny pyszczek. Bo jest śnieg, bo go nie ma, bo są kałuże, bo spacer, bo patyczki, bo piłeczka, bo przyszedł listonosz albo jehowy. Pieski są po prostu najlepsze.

 





INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp