#BRIDETOBE

 


Ślub to nie program Izabeli Janachowskiej. Ona nie przyjdzie, nie wręczy odkurzacza ,,z filtrem wodnym i taką specjalną szczotką, dzięki której można odkurzać, myć i osuszać jednocześnie. Taki odkurzacz trzeba sobie kupić samemu. I nie tylko to.

Nigdy nie marzyłam o wielkim ślubie. Myślałam raczej o czymś bardzo skromnym i kameralnym. Jednak często wychodzi w życiu tak, że im prostszy jest plan, tym ciężej go zrealizować. Zawsze otwarcie mówiłam, że nie chcę mieć wesela, głównie z przyczyn ideologicznych. Kiedyś nawet usłyszałam, że nie chcę, bo jestem skąpa. Ostatecznie, okazało się jednak, że taki ślub bez wesela jest nie ważny albo ważny, ale trochę mniej. 

Znaleźliśmy zatem miejsce, które w naszych wizualizacjach będzie wyglądało jak beach bar. Tak, że będę mogła leżeć na leżaku pod drzewem, ubrana cała na biało, popijając prosecco. Nie przepadam za standardowymi salami (białe, poliestrowe pokrowce na krzesła wzbudzają we mnie poczucie skrępowania zupełnie jak białe obrusy). Nie lubię nawet tego słowa, a z sali zawsze chce po prostu wyjść. Dlatego dzięki leżakom pod drzewem na pewno tam będę, bo z dworu ciężko jest wyjść bardziej. Okazało się jednak, że rezerwacja miejsca z nieco mniej niż dziesięciomiesięcznym wyprzedzeniem jest co najmniej nieodpowiedzialna, a przyjęta norma to dwa lata.  Przez to, że nie miałam o ślubach bladego pojęcia, zachęcona poradami z internetu kupiłam planer aka pamiętnik dla nastolatek. Poradnik, rozpisany na 222 stronach, gdzie na jednej z nich, nagłówek mówił do mnie, żebym narysowała szkic wymarzonego tortu weselnego. Jeśli tort będzie brzydki, to znaczy, że został odwzorowany z mojego, pełnego marzeń, rysunku. Swoją drogą, z tego co czytałam sposobów na wejście tortu jest kilka. Z racami, przy akompaniamencie walca ze świecami w dłoniach albo nowocześnie, na Jamesa Bonda z latarkami w kłębach dymu.

Oprócz białych pokrowców i obrusów, wzdryga mnie również na dźwięk słowa wesele i na brzmienie głosu wodzireja mówiącego, że będą oczepiny. Wodzirej/DJ to osoba, której najbardziej się obawiam. Kiedy spotykaliśmy się z potencjalnymi DJ-ami, zawsze taką rozmowę zaczynałam w ten sam sposób. Otwarcie mówiłam, że nie lubię wesel, seksistowskich zabaw i disco polo. Dlatego najlepiej będzie jeśli dj będzie po prostu puszczał muzykę i to taką, którą wybiorę ja. Wiecie jak ciężko jest znaleźć kogoś takiego?

Kiedy dostałam maila od jednego z pierwszych dj-ów, z którym się kontaktowaliśmy, otworzyłam dwa pliki z zabawami oczepinowymi i programem wesela, śmiałam się naprawdę długo. Pomijając to, że w ciągu najpiękniejszego dnia naszego życia obcy facet przewidział dla nas dwie dziesięciominutowe przerwy (wtf), które będziemy mogli przeznaczyć na przykład na pójście do toalety, bo w sumie to nie wiem na co. W programie znalazło się bardzo dużo innych smaczków. Nie musiałabym się między innymi martwić o to, czy moi goście wyglądają na zadowolonych czy nie, bo wodzirej aranżowałby ich reakcje i inicjował okrzyki i wiwaty. Potem zaczęłam przeglądać zabawy, właściwie to tylko i wyłącznie z ciekawości, bo zawsze jak pada hasło oczepiny, to wychodzę. Naprawdę nie robię tego złośliwie, szanuję jeśli ktoś szczerze lubi takie rzeczy, ale ja tego ani nie lubię ani nie rozumiem. 

Pamiętam jak będąc na weselu uchyliłam drzwi do sali, żeby ukradkiem sprawdzić czy już po zabawach. Naprawdę uchyliłam, w sali byłam tylko jednym ramieniem i nosem. Okazało się, że nie, że wciąż trwa. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wodzirej wciągnął mnie do sali, założył na głowę kowbojski kapelusz z czerwonymi cekinami, a na szyję kwiatowy hawajski naszyjnik. Nagle byłam otoczona w kółeczku złożonym z samych pań trzymających się za ręce, które, jak wodzirej kazał, to zwijało do środka a potem rozwijało do zewnątrz. (Zabawy zawsze dzielą ludzi – na płeć, wiek, bądź rodzinę). Cały czas trzeba było krzyczeć głośno uuuu i podnosić ręce. A potem zaczęłam tańczyć w trójkącie z obcym facetem który przejechał łapą po moim tyłku. 

Kiedy rozdrażniona wyszłam na zewnątrz, powiedziałam, że na moim ślubie nie będzie żadnych zabaw. Na co, równie mi obca, co tamten typ minutę wcześniej, kobieta, odpowiedziała, że skoro nie będzie oczepin, to nikt do mnie nie przyjdzie. Tylko, że ona też z nich wyszła, ale co ja tam wiem o weselach.  Pewnego dnia zacznę sążnie przeklinać w miejscach publicznych i nie będę przepraszać. No bo co w końcu kurczę blade. (Jak nie czytaliście Mikołajka, to naprawdę wiele przed Wami.) Zabawy w randkę w ciemno, taniec dobrych rad i wycieczkę do zoo stanowczo odrzuciłam. Nie wyobrażam sobie, żeby któryś z moich gości był Azorem. Monopol na bycie psem ma Fibi.

Nawet jak chce się zorganizować małe przyjęcie, to i tak koniec końców okazuje się, że określenie – najbliższa rodzina, jest zbiorem niemalże tak samo rozległym jak zbiór wszystkich niebieskookich ludzi. Jest też nieprecyzyjne, bo co właściwie znaczy najbliższa rodzina? To są wszystkie te osoby, które kwalifikują się do tego zbioru przez najmniejsze odległości pokrewieństwa na drzewie genealogicznym? Szkoda, że najbliższą rodziną nie mogą być te osoby, które są bliskie bez względu na więzy krwi. Na szczęście ja tak mogę, dobieram ich jak chcę, wciąż mam otwartą rekrutację. Jednak w ten sposób nasza lista wzrosła dwukrotnie.

Teraz, całą czarną robotę mamy już właściwie za sobą. Rzutem na taśmę udało mi się zamówić sukienkę, w której nie będę zajmować dwóch miejsc przy stole. I taką, żebym czuła się w niej jak w ubraniu, a nie jak w przebraniu. Chociaż to też było dosyć trudne, bo w salonach są głównie duże rozmiary, takie że wszyte miseczki kończą mi się w okolicach połowy pleców. I zamiast jak panna młoda wyglądam jak w zbroi tuż przed walką. Ciężko jest wtedy wyobrazić sobie jak taka sukienka wyglądałaby w mniejszym rozmiarze. Mam naprawdę niezłą wyobraźnię, jestem z niej bardzo zadowolona. Ale na pewno nie tak, żeby wydać kilka tysięcy na przypuszczenia.

Tak czy siak wesel nie zrozumiem prawdopodobnie już nigdy. Jeśli moje dzieci, o ile będę je mieć, będą chciały wziąć ślub w Las Vegas, to sama kupię im bilet. Zanim ktoś zdąży się wtrącić, że tak nie można. Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że weźmiemy ślub, bo chcemy i kiedy chcemy, a nie dlatego, że chciała tak ciotka/sąsiadka/wujek. I myślę, że to naprawdę dobra prognoza na udane małżeństwo.

PS1 Nie, wesele się nie zwraca.

PS2 Nie, wesele nie jest dla gości.

PS3 10 miesięcy to na ślubne – z dnia na dzień

 

 

 

 

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp