natręctwa vs. ale mam wywalone
Fajną mam czapkę?
Krążyłam dzisiaj wokół
laptopa jak kot z pęcherzem. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, a słowa nie chciały
układać się w zdania, tym bardziej w tekst. Dlatego wzięłam się za sprzątanie.
Bywa, że przerwę w dostawie kreatywności przełamuję jakimś wysiłkiem fizycznym.
Ale przez to, że chyba jako jedyna osoba na świecie nie sprzątałam przed
świętami chcę nadrobić to chociaż przed sylwestrem, żeby w nowy rok nie
wkraczać z kurzem i piachem.
Na pomysł z natręctwami
wpadłam podczas sprzątania, tym razem nie dlatego, że pozwoliło mi to odciążyć
głowę i zająć się czymś innym, ale dlatego, że właśnie podczas porządków dokuczają
mi najbardziej.
NATRĘCTWA
Sprzątanie
Za każdym razem kiedy
sprzątam dopada mnie jakaś zła energia. Jak chcę posprzątać jedną rzecz, tylko
jedną, bo na więcej nie mam czasu, to zwala się na mnie jakaś lawina rzeczy do
posprzątania, bo nagle widzę, że brudne jest wszystko. Dosłownie wszystko. Mój
wzrok jest wtedy moim największym przeciwnikiem. To są zwykle takie rzeczy, o
których Kuba nawet by nie pomyślał, że się brudzą. A najgorsze jest w tym wszystkim
to, że ile bym nie sprzątała i tak zawsze uznam to sprzątanie za niedokończone.
To robi się naprawdę uciążliwe, dlatego od takiego idiotycznego pedantyzmu mogę
odpocząć tylko, gdy nie jestem u siebie.
Lej, byle równo
Zawsze na weselach wkurza
mnie, kiedy kelner albo kelnerka nonszalancko wlewają szampana do kieliszków.
Tak, że w jednym jest tyle co kot napłakał, a w drugim po sam czubek. Drażni
mnie to okrutnie. Ja wiem, że nalanie stu kieliszków szampana po równo jest
wyczynem, ale gdyby tylko była taka możliwość chętnie podjęłabym się tego wyzwania.
Wszelkie płyny (zwłaszcza alkoholowe) rozlewam ja i muszą być po równo inaczej
oszaleję.
Inaczej nie zasnę
Musi być ciemno, zimno i
cicho inaczej nie zmrużę oka. Sen mam czujny jak pies dlatego bez opaski na
oczy, stoperów i zasłon zaciemniających nie zasnę, nie zasnę też przy włączonym
kaloryferze. Oprócz kaloryferów w łazience reszta mogłaby dla mnie nie istnieć,
bo zdecydowanie wolę ubrać na siebie milion warstw niż mieć w mieszkaniu suche
powietrze. Mam też wrodzony radar, który informuje mnie czy ktoś zamknął w nocy
okno. Jeśli tak, budzę się w nocy z potwornym bólem głowy, podchodzę do okna i
zawsze okazuje się, że było zamknięte. Zawsze.
Stop mieszającemu się
jedzeniu
Nie znoszę jedzenia, które miesza się na talerzu. Sos, który powoli wpływa do surówki – matko kochana. To samo przeżywam kiedy ktoś kładzie mi lody na szarlotkę a nie obok. Choćby nie wiem co staram się robić na talerzu zwarte, porozdzielane kupki, a jedząc muszę mieć wszystkiego po równo. Czasem zwykłe jedzenie obiadu zamienia się u mnie w starannie opracowaną strategię.
Rogi w kołdrze i zasłony
Rogi poszewek muszą idealnie łączyć się z rogami poduszki i kołdry inaczej czuję wyraźny dyskomfort. Muszą być idealnie włożone – emigracji kołdry z poszewki mówię stanowcze nie. Z kolei zasłony muszę idealnie składać się w całość, nie może być żadnej szpary, żadnego prześwitu.
Okładki
To natręctwo jest ze mną
chyba najdłużej. Odkąd kupowałam pierwsze zeszyty w przedszkolu zwracałam uwagę
na jakość okładek. Żadnych zgięć, rysek czy zadrapań. Inaczej nawet nie ma
sensu w takim zeszycie notować. To samo jest z książkami. Kuba na święta dał mi
książkę, o której marzyłam od dawna, a której od wielu lat bezskutecznie
szukałam. Niestety najwyraźniej nie była doceniona tak jak na to zasługuje.
Swoją drogą muszę Wam kiedyś o niej opowiedzieć, bo jest to jedna z moich
topowych książek ever. I wiecie na co zwróciłam uwagę jako pierwsze? Oczywiście
zaraz po euforii, że to ta książka – że na okładce jest odgniecenie.
Tylko Times new roman
Kiedy zaczynam pisać tekst, nieważne czy odpalam edytor w pośpiechu, żeby myśl mi nie uciekła, zawsze najpierw muszę zmienić czcionkę na Times new roman, ustawić rozmiar 12 i wyjustowanie. W Calibri nie napiszę nic.
Więcej o natręctwach nie powiem, bo patrząc na to co napisałam, to i tak stawia mnie to w nienajlepszym świetle. Wiele rzeczy, których wiem że nie uda mi się zrobić idealnie budzi we mnie grozę i niebezpieczeństwo lawiny natręctw. Teraz dla równowagi powiem Wam dla równowagi na co mam ekstremalnie wywalone.
ALE MAM WYWALONE
Spacery z Fibi/wyjście do
sklepu
Mogę wyjść z domu w
czymkolwiek, w piżamie albo dresie, który pamięta więcej niż ja sama, jest mi
to naprawdę obojętnie. Pamiętam jak Kuba truł mi nad uchem, żebym poszła z nim
na wieczorny spacer z Fibi, bo nie chciało mu się iść samemu. Ubrałam co miałam
pod ręką, (żałuję, że nie mam zdjęcia tej stylizacji, chociaż może uda mi się
ją odtworzyć, bo nie oszukujmy się, skomplikowana nie była) Kuba popatrzył na
mnie od góry do dołu, westchnął i powiedział – dobra sam pójdę.
Powszechnie obowiązujące
normy społeczne
Ludzie często sami, na własne
życzenie wpadają w pułapkę – to wolno, a tego nie. Jak święta to biały obrus,
jak rodzina to trzeba kochać, jak ślub to wesele, jak małżeństwo to dzieci. Ja
stawiam jawny opór takiemu narzucaniu, choć potrafię się dostosować jeśli
argumenty uznam za przekonujące. Podobne zdanie mam na temat ubioru, kiedy
strój trzeba koniecznie dostosować do okazji. Jak wyjdę w piżamie do sklepu to
dziwnie, a jak założę cekinową sukienkę po domu, to też. Czemu? Krzywdy nikomu
nie robię. Takie samo zdanie mam w kwestii noszenia stanika.
Rzeczy, w które nie
wierzę albo jedzenie
Rzeczy, w które nie wierzę
mogę zrobić na odwal się albo wcale. Na przykład wypracowania w szkole albo chodzenie
do niej skoro nic ciekawego się nie działo. Takie samo podejście mam do
prezentacji, których nikt nie słucha. W temacie jedzenia jestem taka sama. Mogę
zjeść cokolwiek, ja głód raczej zabijam niż degustuje. Z kolei toblerone jem
jak kartofle. Na raz.
Tym sposobem dobrnęliście do ostatniego tekstu w tym roku. Dziękuję za każdą sekundę poświęconą na czytanie tego co piszę <3