BOMBKA ROBI DZYŃ

 



Tytuł pożyczyłam stąd

Grudzień to głównie przygotowania do świąt, święta, przygotowanie do sylwestra i sylwester. Cztery główne filary, z czego kulminacja miesiąca nadchodzi w ostatnim tygodniu. Jedni przygotowują się do tego już w połowie października, kiedy powolutku, sukcesywnie znoszą do domu czerwono-zielone bibeloty. A w połowie listopada cały dom jest zielony, czerwony i świecący. Inni z dystansem i oporem patrzą na świąteczne dekoracje, a jedynym akcentem jaki ma szansę zaistnieć w domu, są produkty użytku codziennego, ale ze świątecznymi etykietami.

Święta to grzyby, sałatka jarzynowa i problem z kupieniem prezentu dla tej osoby, która ma już wszystko. Sylwester to taki cekinowo-brokatowy dzień, który niby jest ważny, ale tak naprawdę wcale. Co do sylwestra to jak co roku rozsiewam ziarnka mojego pomysłu, pewnego kompromisu. Żeby go świętować, owszem fajnie jest znaleźć taką okazję, która dotyczy każdego, ale żeby go przenieść. Na przykład na wiosnę albo lato. Bo właściwie czemu mam go świętować 31 grudnia. Człowiek jeszcze nie zdąży odsapnąć bo karpiach, barszczach i sernikach, a tu już trzeba szykować coś nowego. Poza tym w zimie jakoś trudniej mi się coś świętuje, radość przychodzi opornie. A kac po sylwestrze jest najgorszy ze wszystkich. Pamiętam, że dwa lata temu, po sylwestrze poczułam się lepiej dokładnie dwa dni później, o godzinie 17.

Pod koniec grudnia, z prawie przeterminowanego już kalendarza, wypada kartka z postanowieniami i okazuje się, że coś jednak poszło nie tak. Że przed chwilą był marzec, dobrze szło, a potem zdechło. Czasem ciężko jest uwierzyć, że coś się uda, choć bez tego nie uda się na pewno. W takich sytuacjach zwykle udaję, że w coś wierzę, bo wierzę, że jak będę udawać, że wierzę, to się uda. I wiecie co? Wtedy naprawdę się udaje. Bo nawet jak się udaje, że się w coś wierzy, to z czasem wierzy się już tak naprawdę, a wtedy wszystko zaczyna iść gładko. Wiecie, potęga podświadomości czy coś, te sprawy.

Akonto całego miesiąca, z ręką na sercu muszę przyznać, że moim odkryciem tego roku jest polar. Tylko tyle i aż tyle. Era cienkich rajstop, butów na obcasie i rozpiętego płaszcza rozkosznie powiewającego na lodowatym wietrze już się skończyła. Teraz wychodzę z domu ubrana w milion warstw. Każda część mojej garderoby jest zdublowana, nawet polar. Zawsze najtrudniejszym elementem tej układanki jest dla mnie to, żeby zdążyć wyjść z domu zanim zasłabnę z gorąca. Ale naprawdę warto!

Komentarze

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp