na lekcji polskiego

 

źródło zdjęcia

Moje stanowisko związane z językiem polskim, rozumianym jako przedmiot w szkole, jest takie, że jestem za anarchią

,,(…) nie mam nawet zbliżonego pojęcia o literaturze ojczystej. Przypuszczam, iż zawdzięczam to nauczycielom polskiego, którzy dręczyli mnie zawsze klasycznym pytaniem ,,Co poeta miał na myśli”; wstrętu do czytania Pana Tadeusza nie mogę przemóc nawet i dziś. Nauczanie literatury w szkole powinno być karane kryminałem”.  

Marek Hłasko Piękni dwudziestoletni

Po tym cytacie mogłabym zakończyć ten tekst, bo geniusz miał rację, i to ponadczasową. Jednak nie po to prowadzę bloga, żeby cytować wyłącznie innych.

pisanie vs język polski

Potrzeba pisania kiełkowała we mnie od zawsze, choć teraz, zamiast kiełkować wylewa się i to bardzo obficie. Jednak czytając mój pamiętnik sprzed 16 lat, kiedy pisałam o tym, że jadę do Reala albo, że nienawidzę wszystkich oprócz Ali – jedynej bezinteresownej, myślę, że nie każdy mógł domyślić się, że coś z tego będzie. Niestety rzadko dzieje się tak, że jak człowiek ma jakąś pasję, to reszta świata po prostu go do tego motywuje i zachęca. U mnie największą przeszkodą, przeszkodą dużego kalibru, był język polski w szkole.

po co ci to

Pamiętam nauczycielkę, która uważała, że polski w szkołach to najwyższy poziom sztuki. Polonistka zaś, jest artystką nad artystkami, której nikt nie zdoła dorównać. Oraz taką, która uważała, że jesteśmy bandą matołów, która nie potrafi zrobić absolutnie nic oprócz gapienia się w telefon. Nawet nie zliczę ile godzin zmarnowałam tylko po to, żeby słuchać jak ktoś hurtem obraża 30 osób. Smutno mi, bo te cenne chwile mojego życia, odebrał mi ktoś zupełnie niekompetentny. Mogłam ten czas lepiej wykorzystać, nawet dłubanie w nosie byłoby lepszym zajęciem. Dla osoby, która naprawdę lubi czytać książki i pisać teksty to prawdziwa tragedia. Tragedia, bo to tak jakby lubiło się biegać a ktoś związałby wam obie nogi. Nigdy nie oczekiwałam, że szkoła pomoże mi rozwijać to co kocham, bo to w żadnym wypadku nie jest miejsce od tego. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, kiedy usłyszałam od nauczyciela – po co ci to?. Nawet wspomnienie boli.

polski bawi i uczy

Czytanie lektur w szkole średniej, to czytanie głównie po to, żeby zapamiętać z książki jak najwięcej nieistotnych szczegółów, bo właśnie dzięki temu nauczycielki weryfikowały czy dana książka została rzeczywiście przeczytana. Nie wiem kto czyta w ten sposób książki oprócz osób, które muszą, ale jeśli ma to na celu obrzydzić literaturę i wyprodukować kolejne pokolenia statystycznych Polaków nieczytających książek, to to chyba dobry trop. Żeby tego uniknąć lektury przeczytałam hurtem dopiero przed maturą. Podobny smutek czuję myśląc o wszelkich pracach pisemnych.

Jeśli praca ma odpowiadać kluczowi rozwiązań, to musi być brzydka niczym noc listopadowa i okropna jak wiosenne roztopy. Z grubsza rzecz biorąc, trzeba swoje wypracowanie rozdynić, tezy roztrąbić, wnioski podwoić

Artystyczna katastrofa i literacka miernota to wzór pracy szkolnej. Jak ktoś nie umie pisać przeciętnie i typowo, ma problem.

Znakomite wypracowania uczniowskie, oceniane na maksimum punktów, zaczynają się od banałów i żywią się oczywistościami. Od początku do końca odsłaniają rzeczy znane i z wielkim hukiem wyważają otwarte drzwi

Praca musi sprawiać wrażenie, jakby wyszła spod pióra półinteligenta, osoby bez własnej tożsamości. 

Cytaty pochodzą z tekstu Dariusza Chętkowskiego, zatytułowanego Maturalny Frakenstein

Nie zliczę nawet ile razy praca napisana samodzielnie była oceniona gorzej w porównaniu do prac napisanych dzięki takim stronom jak ściąga pl. Bawienie się synonimami, zmiana szyku zdań i mówienie cały czas tego samego, ale innymi słowami naprawdę wystarczają, żeby dostać dobrą ocenę z polskiego. Tam nie ma sensu się wysilać, bo nikt tego nie doceni. Język polski a pisanie to dwie zupełnie rozbieżne rzeczy. Myślenie tutaj wręcz przeszkadza, jest zupełnie niewskazane. Dla mnie szkoła to głównie zmarnowany czas. Z każdym kolejnym dniem czułam, że pozwalam zupełnie przypadkowym osobom bezpowrotnie zabrać istotny fragment mojego życia.

obiecanki cacanki

Przygotowując ten wpis zadałam sobie trud przeczytania podstawy programowej z języka polskiego dla szkół średnich. Jest to kolejny tekst, zaraz po spisie zabaw oczepinowych i harmonogramie wesela, który najpierw mnie rozbawił, a gdy zdałam sobie sprawę z tego, że tak wygląda rzeczywistość, wyraźnie mnie zasmucił. Znajdziecie tam między innymi to, że w szkołach naucza się twórczego pisania, a także samodzielnej interpretacji rożnego rodzaju treści, a język polski otwiera możliwości oraz sprzyja realizacji własnych zainteresowań i ambicji. Jednym z założeń tego przedmiotu jest to, że ,,uczeń pogłębia refleksję nad człowiekiem, życiem i kulturą, kształci sprawność myślenia, wyobraźni (…) oraz w pełni świadomie i celowo tworzy własne [teksty]”. Z ciekawostek, dodam, że słowo kreatywność oraz wszelkie pochodne tego słowa zostały użyte aż 18 razy, natomiast samodzielnie (i pochodne) aż 26. 

Do dziś śni mi się po nocach jedna taka sytuacja, żywcem wzięta z lekcji polskiego. Pani pyta – jak waszym zdaniem można zinterpretować ten wiersz. Uczeń zgłasza się, odpowiada i prezentuje własne zdanie. Pani mówi – źle.

Morał jest z tego taki, że w szkole nie chodzi o to, żeby myśleć, mieć własne zdanie i ćwiczyć kreatywność. W szkole chodzi o to, żeby wszyscy byli kopiami na wzór stworzony według jakiegoś przypadkowego człowieka, który uznał, że ma być tak i koniec. To strasznie smutne. 

Na koniec jeszcze kilka cytatów o maturze z polskiego, z tego samego tekstu co wcześniejsze cytaty Maturalny Frankenstein

Łatwizna środków i celów pozwala egzaminatorowi szybko sprawdzić dany tekst. Tu są tezy, tu jest dowód, argumentacja i wnioski. Nic nie zostało ukryte, wszystko leży jak na dłoni. Można zaznaczać i przyznawać punkty. Łatwo się pisało, jeszcze łatwiej się sprawdza. Wszystko musi być banalnie proste.

Rzemiosło maturalne to pisanie pod klucz. To rodzaj literackiego prymitywizmu – trzeba wyrażać się tak, aby tekst był zrozumiały dla każdego

liczy się bowiem klucz i typowe, podobne dla całej Polski, opracowanie zadanego fragmentu lektury. Dlatego trzeba pisać językiem maksymalnie poprawnym i jednocześnie durnym jak prosię w deszcz, a tezy i wnioski przedstawić jak najbardziej typowe – takie jak wszyscy.

Praca maturalna nie może rządzić się prawami oryginalności i wyjątkowości. W tej dziedzinie trzeba iść wyznaczoną i dawno przetartą ścieżką. O tym, która to ścieżka, zadecydowali twórcy matury, nie ty. Bądź wierny poloniście, który tłumaczył to tysiące razy na lekcjach. To nic, że te zasady cię tłamsiły, że degenerowały twój umysł i pozbawiały weny twórczej. Tak właśnie ma być – szablonowo i nudno. Uczyłeś się pacyfikować tekst literacki i pisać na tej podstawie kompromitujące intelekt wypracowanie, więc teraz nie wysilaj się na bunt. Złudne nadzieje, że ktoś doceni twoje nowatorskie podejście do literatury.

Nie błyskotliwość umysłu prowadzą do sukcesu na maturze, lecz umiejętność pójścia z prądem. Dla człowieka utalentowanego moment egzaminu to chwila wyjątkowo okrutna. Na temat własnych odczuć i zdolności trzeba milczeć jak grób. 

Nie chodzi mi o to, żeby skrytykować hurtem wszystkie szkoły i wszystkich nauczycieli, tak jak to wyglądało u mnie na lekcjach polskiego. Wierzę, że jest wielu wspaniałych pedagogów, którzy wspierają swoich podopiecznych i zarażają pasją do uczonego przedmiotu. Być może część polonistów naprawdę chciałaby uczyć kreatywnego podejścia do przedmiotu, ale przez narzucony program kształcenia nie mogą sobie na to pozwolić. Być może język polski rzeczywiście wygląda teraz inaczej, czego pragnę z całego serca. Jeśli jednak nie, to nie warto przesadnie brać do siebie wszelkich prób podcinania wam skrzydeł. Szkoła to nie wyrocznia, a nauczyciel to nie osoba, dla której warto rezygnować z marzeń.

 

 

 

 

Komentarze

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp