nowy rok nowa ja
Nie wiem dlaczego, ale
początek roku (każdego roku) nigdy nie jest dla mnie specjalnie pobłażliwy. Od
czterech lat pierwsze dni stycznia były jednym wielkim kacem, który kończył się
zwykle w okolicach połowy pierwszego tygodnia. Tym bardziej jestem zdumiona, bo
w tym roku nie obchodziłam sylwestra, a moje samopoczucie pozostało jednak
takie samo jak w latach wcześniejszych. Przed 22 byłam już grzecznie w
łóżeczku, żeby kolejnego dnia radośnie i energicznie wstać w okolicach piątej
rano. I nawet bez sylwestrowego chlania, pierwszego dnia nowego roku czułam się
jak wywłoka, jak kupa przylepiona do buta. I czuję się tak do teraz.
Nie wiem z czego to
wynika. Czy w styczniu tęsknota za wiosną i latem jest na tyle duża, że nie mam
siły zrobić absolutnie nic. Czy może problem tkwi po prostu we mnie. Dzisiaj
Kuba zdobył Śnieżkę, w trudzie, pocie czoła i lodzie na brodzie. A co robiłam
ja? Żyłam jak kawaler. Na śniadanie zjadłam resztki z przedwczorajszego obiadu
i przez 6 godzin grałam w simsy. Spędziłam cały dzień w łóżku i niczego nie
żałuje. Chociaż może powinnam zrobić sobie kilka maseczek, kąpiel w wannie z
bąbelkami i zapalić co najmniej pięć świeczek. Mimo wszystko, przynajmniej w
simsach życie mi się udaje. Perfekcyjny mąż, kariera zawodowa, dzieci mądre, a
dom duży i przesiąknięty lansem i splendorem.
Nowy rok przeniosę sobie
chyba na jutro. Właściwie poniedziałki są jak taki nowy rok tylko, że co
tydzień. Może pora z takiego rozwiązania skorzystać?
Komentarze
Prześlij komentarz