stolik numer osiem

 

źródło zdjęcia

Masowe, wielopokoleniowe uroczystości mają tę zaletę, że jeśli jest się samemu można dosyć łatwo wtopić się w tłum. Moje miejsce plasuje się gdzieś między – w twoim wieku już nie wypada, a latka lecą. Nie przejmuję się jednak uwagami, to zbędne. Mam na to specjalny pancerz, taki gore-tex na przykre słowa. Wszystko spływa, wystarczy strzepnąć. 

Siedzę przy stoliku numer osiem. Patrzę na moich rumianych współtowarzyszy i w ramach aktu całkowitego zjednoczenia, wraz z nimi, podnoszę do ust kieliszek. Zdrowie! Nagle przemykasz przez drogę, którą bacznie obserwuje mój wzrok. Nie widziałam cię naprawdę dawno. Najpierw tylko cię dostrzegam. Widzę fragment sylwetki, zwracam uwagę na sposób poruszania się. Zastanawiam się czy to na pewno ty, czy może mój wzrok dopasował osobę, którą zobaczyłam do kogoś kogo znam. Być może wystąpiły między wami pewne podobieństwa. Nie jesteśmy doskonali.

Potem zaczynam cię wypatrywać, domagam się wyjaśnień, trwa to dłuższą chwilę. Bez słowa podnoszę kieliszek, przechylam go nie odrywając wzroku od potencjalnego ciebie. Wyostrzam zmysły. Widzę cię, to naprawdę ty. Patrzę na ciebie natrętnie nie mogąc uwierzyć jak wszystko co wydawało się być uśpione nagle budzi się. Teraz czekam, aż ty dostrzeżesz mnie. Znów toast, litości. Twoje oczy spotykają się z moimi, potem spotykają się też nasze uśmiechy, przez chwilę trwamy we wzajemnym spojrzeniu. Podchodzisz do mnie, trochę za bardzo angażujesz się w small talk, którego tak nie lubię. Pytasz co u ciebie, jak się bawisz, czy wszyscy zdrowi. Śmieje się. Nie potrafię inaczej reagować na takie pytania. Od sypiania się sobą nie można nagle przejść do - co u ciebie. No nie i już, tak po prostu nie wolno.

Wychodzimy na zewnątrz. Bo za głośno, bo chcesz zapalić, bo fajnie jest się przewietrzyć. Jest zimno, nakrywasz mnie swoją marynarką. Przez nadmiar emocji mam wrażenie, że jest bardzo ciężka, że ledwo stoję pod jej ciężarem. Jakby były w nią wszyte wszystkie nasze wspomnienia, stąd ta przytłaczająca waga. Palisz, a ja podziwiam jak twoje usta układają się na filtrze papierosa. Nikomu nie mówię, nawet przed sobą staram się ukryć, że wolałabym żeby układały się tak na mnie. Podchodzi do nas rumiany współlokator stolika numer osiem. Gdyby wódka była człowiekiem wyglądałaby właśnie tak. Pyta o ogień. Dajesz mu zapalniczkę, on zaczyna traktować mnie przedmiotowo. Nie przejmuje się, to częste, choć w myślach urywam mu jaja. Oba. Mówisz - spierdalaj. Widzę, że jeśli nie posłucha twoja zewnętrzna część ręki odbije się na jego twarzy. Gwałtownie. Idziemy trochę dalej. Wtedy budzi się w tobie człowiek, którym byłeś 5 lat temu. Znów, tak jak ja, nie lubisz bezsensownych gadek. Jakbyśmy cofnęli się w czasie. Niepotrzebnie.

Wracamy, zdejmuję z siebie ciężar wspomnień i przekazuję go tobie. Jednak mimo to, ich część wciąż zostaje ze mną. Ekipa na sali jest już trochę zmęczona, puszczają coś wolniejszego, wtedy przypomina ci się również, że lubimy razem tańczyć. Takie powolne bujaniu się do fajnej muzyki często może okazać się zdradliwe. Jest się wtedy naprawdę blisko siebie, łatwo jest ze sobą rozmawiać. Kiedy czujesz, tak bardzo blisko, zapach drugiej osoby i ciepło jej oddechu, kiedy szepcze ci do ucha, można wtedy przecenić swoje możliwości kontroli sytuacji. Można się pogubić, dać złapać, zwyczajne staje się intymne. Przypominam sobie moje problemy, te przed tobą. Kiedy prosiłam o pomoc słyszałam tylko, że jesteś przecież zdrowa, zobacz ile masz, czemu tego nie doceniasz. Potem poznałam ciebie i od tego czasu nie miałam już miejsca na tamte problemy. Byłeś, a teraz znów jesteś, tylko ty. Nie pamiętasz wszystkiego tak dobrze jak ja. Te ciężkostrawne słowa, które na mnie zrzuciłeś, całą tą plątaniną między nami jestem obarczona sama. Tylko dlaczego? Czy naprawdę sobie na to zasłużyłam? Znów na moment odeszliśmy.

Mówiłeś do mnie słowami, które czułam od dawna, ale pomimo, że były piękne bałam się momentu, kiedy w końcu je od ciebie usłyszę. Przytulam cię. Przytulam, bo nie potrafię patrzeć ci w oczy, bo czułam, że potrzebuję pójść o krok dalej. Trwaliśmy w tym objęciu zupełnie bezkarnie. Nie zastanawiałam się czy tak wolno czy nie, czy może nie powinnam. Na chwilę oderwałam się od ciebie, ale potem znów nagląca mnie potrzeba domagała się zaspokojenia. Wiedziałam, że nie możemy tak dłużej.

Powiedziałam ci to, co któreś z nas powinno w końcu powiedzieć. Zaszkliły mi się oczy, a ty popatrzyłeś prosto w nie. Nie potrafiłam wytrwać w tym spojrzeniu. Gubię swój wzrok gdzieś na podłodze, pod nóżka od krzesła Potem zaciskasz usta, wstajesz, już nie patrząc na mnie, choć ja patrzyłam wtedy na ciebie Szarpniesz za klamkę, w rękach trzymając kurtkę a na ustach resztki niewypowiedzianych słów. Trzaśniesz drzwiami. Wtedy chciałam wszystko naprawić, powiedzieć, że cię kocham, jesteś dla mnie bardzo ważny, ale czasem tak bywa. Nie zdołaliśmy zapanować nad sytuacją, która w pewnym momencie nas przerosła doprowadzając do rozpaczy.

Czasem plaster trzeba nakleić w miejscu, które nie wymaga leczenia, tylko po to, by móc go zdecydowanym ruchem zerwać i wyrzucić. Zero zobowiązań zero przykrości. Nikt nie jest rozczarowany.

w sam raz

ktoś włączył disco polo

 

 

 

 

było ciepłe lato

 


Kilka spotkań, urwane myśli, niedopowiedzenia. Ładne ubrania, twój dwuznaczny uśmiech. Spojrzenia, w których zawarte są słowa. Twoje problemy, parę moich, dużo przeszłości. Wino. Więcej wina. Kilka lżejszych tematów, wspólne pasje. Tajemnica, zakłopotanie, trochę strachu. Oczekiwania.

Wzruszam się, choć zupełnie niepotrzebnie. Ocierasz moją łzę. Mówię wtedy, że jesteś wart wszystkiego, momentalnie się za to karcę. Za wcześnie. Ty odwdzięczasz się w trochę inny sposób. Do poznania konsekwencji zostało jeszcze kilka godzin. Wykorzystujemy to, potem będzie gorzko. Wtedy myślimy, że te godziny rozciągną się w czasie.  Że zamrozimy te chwile, a potem po prostu usuniemy je z naszej historii. Wszystko przecież z czasem topnieje, ucieka, ginie. Myślimy też, że nikomu nic złego się nie stanie. Że nikt nie zostanie zraniony. Wtedy to piękne, naprawdę. Potem wszystko się odwróci, na szczęście jeszcze nie teraz.

Siedzimy trochę za blisko siebie, udajemy, że to przez przypadek, że nie zauważyliśmy. Moje udo styka się z twoim, niby nic wielkiego. Było ciepłe lato, ale nie padało, a ja nie nosiłam stanika. Poszło całkiem łatwo, chwilowe przewartościowanie potrzeb. Dla własnej wygody. Wszystkiego jest jednak za dużo, oboje się oszukujemy. Chciałam trochę nie istnieć a trochę być w zasięgu wzroku. Twojego. Ciężko jest wszystko pogodzić.

Dotykam twoich warg, to miało być nic takiego. Wtedy zaczęłam oszukiwać się trochę mniej. Czułam się jakby ktoś bezmyślnie przeciął mi hamulce. Nie byłam w stanie się zatrzymać, wiedziałam, że to niebezpieczne. Wszystkie obietnice zostały złamane. Do końca nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Odpływam, rzucam się na głębię, tonę. Chciałabym zobaczyć jak wygląda życie z twojej perspektywy. Czy ważne są dla ciebie śniadania, na którym boku zasypiasz.

Kiedy twoje palce bezczelne łażą po moim ciele, zastygam, nie chcę cię spłoszyć. Mam wrażenie, że potrafię odczytać każdy ich fragment. Jakbym czuła nawet twoje linie papilarne. To straszne tak bardzo nie potrafić panować nad własnym ciałem. Bardzo powoli, podoba mi się, jednak po chwili uznaję, że niepotrzebnie tracimy czas. Tylko nie mów nikomu. Piękne słowa wyszeptane prosto do ucha. Zapach i ciepło na szyi. Niby było głośno. Płytkie, zbyt szybko urwane oddechy, głębokie myśli.

Ludzie dzielą się na tych, którzy blokują funkcję obrotu ekranu i na tych którzy tego nie robią. Cóż, przynajmniej w tym się różnimy. Myślę w jaki sposób mogłabym cię nie chcieć, a do głowy przychodzi mi tylko to. Tylko ta jedyna różnica, jednak kurwa, taka nieważna. Winna jestem ja, choć po chwili twierdzę że jednak ty, tak jest łatwiej. Zrzucam na ciebie odpowiedzialność, bez ciebie nic by się przecież nie stało.

Koniec. Nie bardzo wiemy co dalej robić. Nie mamy pomysłów jak się zachować, przestajemy być intuicyjni. Ktoś wyłączył grę, system się zawiesił. Potem wszystko się odwraca, zachodzi. Nawet biometr spada, a my za nim. Idę do domu. Nakładam na twarz słodki olejek, pozbywam się pewności siebie. Oczy smutne, twarz blada, wszystko mdłe. Zmywam makijaż, ale ty wciąż zostajesz na moim ciele. 

Uczucia stają się mieszane. Znów na siebie wpadamy, pomagamy przypadkowi. Zaczynamy wszystko od nowa.

szczęście jest tak blisko czy tak daleko?

 

źródło zdjęcia

Pierwsza połowa sierpnia. Jeszcze lato, choć trochę wigilia jesieni. Jadę pociągiem, obskurnym, ale przynajmniej mój przedział jest pusty. Słońce świeci nisko, o wiele niżej niż w czerwcu o tej porze. Powietrze pachnie inaczej. Oglądam pola nawłoci, które zawsze były dla mnie nostalgicznym widokiem, który wzbudzał jakieś jeszcze nie do końca określone emocje. W każdym razie dosyć intensywne.

Podróżuję bez bagażu. Chciałam na chwilę zniknąć. Nie mieć konkretnego położenia przez dłuższy czas. Łokcie przylepiają mi się do brudnego stolika.

Stukot, klekot, syrena lokomotywy, dźwięki peronu Choć wiem, że podróże pociągami nie należą do magicznych, to mimo to jest w nich coś kojącego. Wszędzie jest pełno historii, które obserwuję. 

Piwo zimne piwo Biorę cztery. Tym razem pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa i kupuję je od szemranego typa. Uporczywie gapię się w telefon myśląc, że tym gapieniem zmuszę cię do kontaktu ze mną. Na korytarzu stoi mężczyzna. Niemal telepatycznie zauważa moje rozterki. Kątem oka, widzę karteczkę, którą trzyma na szybie mojego przedziału – Szczęście jest tak blisko czy tak daleko? Uśmiecham się niezobowiązująco. Myślę wtedy, że nie wiem nawet gdzie jestem ja, a co dopiero szczęście. Czasem wydaje mi się, że tęsknie nawet za tym, czego nigdy nie przeżyłam. Czasem cała jestem tęsknotą.

Kiedyś czytałam w pociągach książki, potem słuchałam muzyki, dziś słucham jedynie własnych myśli, staram się stworzyć z nich jakąś spójną całość. Wspomagam się przemijającym obrazem świata.

Ból, kilka łez tęsknota Miłość to takie wybudzenie się ze snu, wybudzenie przez odpowiednią osobę. Bez miłości życie jest jak sen, półmrok, który jest ciągiem zaspokajania podstawowych potrzeb. Kiedy budzimy się dzięki miłości, okazuje się, że potrzeb może być o wiele więcej, że wszystko zmienia wartość, nadaje sens najprostszym rzeczom. Kiedy się zakochasz otwierają się przed tobą nowe możliwości, jak w grze kiedy wbijesz nowy level. Gdy jej nie ma wszystko znika.

Pisk, zachód słońca i trochę alkoholu Mój przedział przestaje być samotnią. Zerkam na niego i dziwię się niesamowicie, bo nie jest zupełnie w moim typie, a jednak mi się podoba. Oczy trochę ciemne, jednak w słońcu mają kolor zbliżony do miodu. Patrzę się na niego i nie mogę przestać. Właściwie nie chcę. Pierwszy raz praktykuję takie gapienie się, w dodatku zupełnie bezwstydne. Kiedy patrzy na mnie, nie odwracam głowy, zamiast tego uśmiecham się. Teraz to na niego patrzę uporczywie, bo zdążyłam już znieczulić swoją korę mózgową bezwstydnie popijając piwo. Niby zimne, a jednak ciepłe. I właśnie takie pasuje tutaj najbardziej.

Rozmawiamy o sensie życia. Bo co właściwie innego można robić w pociągach. To idealne miejsce, żeby się nad tym porządnie zastanowić. Nie mówię mu, że moim zdaniem go nie ma. Mówię tylko, że życie jako całość, jako zbiór – ma sens. Nie precyzuję, że jednostki rzadko kiedy tak o sobie mówią – moje życie ma sens, bo sens jest okrutnie subiektywny. Ciężko stwierdzić co znaczy, tym bardziej w kontekście życia. Życie ma największy sens, kiedy się nad tym nie zastanawiasz. Jeśli tylko zaczniesz, uświadamiasz sobie, że wszyscy są do siebie podobni. Że niekiedy nawet nie warto się wyróżniać. Z drugiej jednak, życie to odpowiedzialność. Ja ją czuję, czuję każdą upływającą sekundę. Mówi, że idzie zapalić. Dziwne, naprawdę często mi się to zdarza. Miło sobie z kimś rozmawiam, kiedy nagle mój rozmówca przerywa konwersację i mówi, że idzie zapalić.

Mija piąta godzina jazdy. Napisałeś. Mówię do niego, że na mnie pora, że to już moja stacja, choć żadna nie była moją. Dlatego wysiadam karcąc się za tyle dziwnych myśli, za ten sens, którego niby nie ma, a jednak jest.  

Uświadamiam sobie, że to właśnie ty jesteś nim dla mnie.

emocjonalny zjazd

 

źródło zdjęcia

Czuję się fatalnie, jest mi źle na trzech różnych płaszczyznach, nie wiem dokąd zmierzam, w dodatku nie mam pomysłu na obiad. To co było oczywiste, już takie nie jest. Poddaję cię w wątpliwość.

Wyglądam nie jak ja, ale jak ktoś spokrewniony z tym kim byłam wczoraj.

Siadam, trochę się boje, myślę o strachu przed jutrem. Rosół nie zawsze pomaga. Największą stałością w moim życiu jest to, że zawsze chciałam tylko jednego. Chcę pisać, choć nie uważam tego zajęcia za doskonałe. Żyję od krytyki do pochwały, potem mam emocjonalny zjazd, bo uczuć jest we mnie zbyt dużo. Piszę. Jestem trochę jak emocjonalny kameleon, trochę jak dziewczyna z sąsiedztwa. W dresach, z psem. Życie jest podzielone na etapy.

Myślę, zmyślam, wymyślam, doprawiam prawdą. Na końcu jest melodia. Chodź, opiszę uczucia, które czujesz. Pokażę Ci jak powinny brzmieć, jaką powinny mieć melodię. To najprawdziwszy rodzaj współodczuwania. To jedyna rzecz, którą mogę ci zaoferować.

Nazwanie emocji to jedno, ale opisanie ich to sprawa zupełnie poważna. To tak, jakby podpisywać się tylko imieniem w skrótowej formie, zamiast pełnego nazwiska. Bez sensu. Kiedy dzień jest nienajlepszy, czekam na noc. Sen to taka chwilowa śmierć bez zobowiązań. To przyjemne, nagle wszystko co zewnętrzne znika, tworzy się nowy świat, który przynosi zupełnie coś innego. Z każdym dniem budzę się inna.

W każdym z nich jest jakiś duży quest do ogarnięcia. Jak jest się dzieckiem, to trzeba szybko nauczyć się sikać do nocnika, mówić i chodzić. Potem trzeba socjalizować się z innymi projektami tego uniwersum. Następnie należy po prostu zdawać jeden etap nauki i zaczynać kolejny. I tak w kółko, aż do osiemnastego roku życia. Nie sprawiać przy tym problemów, osiągać sukcesy, mieć pasję. Potem trzeba kogoś mieć, trzeba się zakochać, trzeba doznać czegoś naprawdę super. Czegoś po raz pierwszy w życiu. Potem trzeba zdać maturę, zrobić prawo jazdy, iść na studia. Następnie zakochać się, najlepiej szczęśliwie i do końca życia. Po kilku latach  się zaręczyć, następnie zaplanować wesele. Zaprosić wszystkich. Utrzymywać dobre kontakty z rodzinami. Wybudować dom, mieć dzieci, najlepiej najpierw dziewczynkę – wiadomo. Potem szybko kolejne – chłopczyk. Byleby była między nimi idealna różnica wieku. Potem można mieć oczywiście kolejne.

Kariera. Trzeba się wspiąć na jej szczyt. Najlepiej przed trzydziestką. Trzeba mieć pieniądze – to jasne. Ale trzeba też dobrze przy tej pracy wyglądać. Dobrze się ubierać. Trzeba cenić dobro rodzinne, ale też dbać o ogień w sypialni, dbać o siebie. Dobrze wyglądać, tryskać energią, mieć o sobie co opowiadać. Zarażać chęcią do życia. Mieć dystans. Potrafić się z siebie śmiać.

Być dobrą matka/ojcem, kochanką/kochankiem, dobrze gotować. Być szczęśliwym.

Poprawnie się zachowywać, podróżować. Być oczytanym, znać się na czymś dzięki czemu można się wyróżnić. Zazdrościć tylko sobie. Znać się na filmach, aktorach i autorach. Wspierać organizację, być tolerancyjnym. Mieć psa ze schroniska. Zaszczepić się i wstawić zdjęcie. Morsować. Wszystko dodać i zsumować. 

Zrealizować. 

Przez całe życie poprawność wchodziła mi w drogę. Tutaj jej nie będzie. Tworzę własne uniwersum. Proszę o szacunek.

Bez odbioru.

 


PAUZA II

źródło zdjęcia

 

Ludzie czasem znajdują się w sytuacji, w której wcale nie chcieli się znaleźć. Nie wiedzą nawet jak to się stało, że jednak się w niej znaleźli. Niestety czasem tak się dzieje. Jednego dnia życie toczy się normalny torem, a drugiego plącze się jak kilka metrów lampek choinkowych. W taki sposób, że nie wiadomo za co pociągnąć, żeby jakkolwiek poluźnić wszystkie, ciasno złączone, elementy. Właśnie tak ciągnie mnie do Ciebie.

                                      

Zakochałam się w Tobie momentalnie, potrzebowałam kilku sekund, żeby dotarło do mnie, że sama znalazłam się właśnie w takiej sytuacji. Wcześniej myślałam, że to niemożliwe, ale uwierzcie mi – to się zdarza. Teraz Cię kocham. Trzeba było od razu coś z tym zrobić, a nie czekać, aż wszystko rozejdzie się po kościach. Ucichnie i wsiąknie, w nadziei, że w końcu samo z siebie zupełnie zniknie. Trzeba było myśleć o tym wcześniej, prawda? Jednak problem tkwi w tym, że odkąd Cię poznałam myślę tylko o Tobie. Nie mam miejsca na nic innego.

Zawsze wiedziałam, że zakocham się w bardzo silnym mężczyźnie. Pewnie dlatego, że nie miałam ojca, teraz potrzebuję, żeby ktoś nade mną panował, mówił mi co mam robić. Żeby ktoś powiedział czy robię dobrze czy źle. Potrzebuję opieki. Kiedy po raz pierwszy Cię zobaczyłam, udawałam, że nie zrobiłeś na mnie wrażenia. Było jednak zupełnie inaczej. Kiedy tylko wyszłam z Twojego gabinetu od razu poczułam, że muszę tam wrócić.

Potem był kolejny raz. Musiałam Cię zobaczyć. Powiedziałam Ci, że tylko Ty możesz mnie zrozumieć, że po spotkaniu z Tobą poczułam, że muszę coś zmienić. Że dzięki Tobie jestem teraz kimś innym pomimo, że część mnie pozostała ta sama. Słaba. Wtedy widziałeś mnie pierwszy raz bez stanika. I wiesz co? Podobało mi się. Do tego stopnia, że nie mogłam o Tobie zapomnieć. Masz niepokojący wyraz twarzy. Popatrzysz na mnie jak zwykle. Potem wejdzie ona, westchniesz, nie odrywając wzroku od kawałka papieru.

Potem odwozisz mnie do domu. Słuchamy AC/DC, jest trochę niezręcznie. Potem ja jakoś głupio odpowiadam na Twoje śmieszne pytania. Podróż jakoś się ciągnie. Zastanawiam się czy coś z tego będzie, czy może zaprosisz mnie do kina (tak, wtedy można było). Wysadziłeś mnie pośrodku niczego. Byłam daleko od domu, wkurwiona i głodna, bo ubrałam się wtedy naprawdę lekko, żeby wyglądać seksownie. Chciałam być Twoją nagrodą. W dodatku zrobiłam to, w głębi duszy, wiedząc, że nic z tego nie będzie. Była końcówka lutego. Minęło kilka miesięcy.

I w końcu nadchodzi ten dzień. Nie wiem w co się ubrać, pytam kolegi, który kiedyś był, ale teraz już go nie ma. Wybieram. Wyglądam trochę jak stara maleńka, a trochę jak prostytutka. Dalej jadę autobusem. Dojeżdżam na miejsce, wysiadam, jest ciemno, bo to listopad. Patrzę, okazuje się że nie dojechałam na miejsce, ale na miejsce przed miejscem. Biegnę, potem już zapierdalam. W rozpiętym płaszczu, obcisłych czarnych jeansach i skórzanych botkach na wysokim obcasie.  Widzę, że dzwoni do mnie ona. Tak, ta sama. Ale nie mogę odebrać, bo jestem spóźniona i spanikowana, że jestem w czarnej dupie, ubrana tak, a nie inaczej. Zaczyna szczekać na mnie ogromny ciemny pies. Dobiegam na miejsce, ona też jest na stanowisku. W drzwiach gabinetu, oparty o framugę, w marynarce z założonymi rękami czeka na mnie on.

Na Twój widok skacze mi tętno, szkoda. Następnym razem wezmę więcej potasu. Zrobiłam wszystko, żebyś mnie zapamiętał, a zamiast tego ja nie mogę zapomnieć o Tobie.

Myślę tak nadgorliwie, że zastanawiam się o czym myślałam zanim cię poznałam i zupełnie nie mogę sobie tego przypomnieć. Wypełniasz całą moją głowę, wszystkie myśli, każdy dzień i każdą minutę. Czy można oszaleć z miłości? Nie wiem, ale na pewno można się tak czuć. To przytłaczające, smutne i ciężkie do zniesienia. Tym bardziej jeśli nie można z takim uczuciem nic zrobić i nikomu powiedzieć.

Potem zabrała mi Cię Warszawa. Będę tam pod jakimś pretekstem. Praca. Jeszcze się nie martwię.

Powiem, że zrobię Ci kilka fotek, bo Twoje są fatalne, a ja mam niezłe oko. Wkurzasz się, widzę to, ale mimo wszystko uśmiechasz się i mówisz patrząc mi prosto w oczy. Tym chłodnym spojrzeniem, odpowiadasz, że wpadniesz wieczorem. Adres wyślij smsem. Uśmiecham się, niby szyderczo, niby nic mnie to nie obchodzi. Ekscytacja sprawia, że znów serce bije za szybko. Widać to nawet przez moją koszulę. 

Przychodzi do mnie do pokoju, otwieram mu, Wyglądam jak ekskluzywna prostytutka, która dostaje za coś takiego furę siana. Ja chcę tylko jego. Nawet nie drgnął, chociaż próbował patrzeć mi prosto w oczy, widziałam, że chciał objąć mnie wzrokiem całą. Zwłaszcza moje piersi, które wyglądały jak trofeum. Miałam na sobie długi płaszcz, byliśmy bardzo blisko. Czasem zwalniał albo pędził, tam gdzie oboje pragnęliśmy dotrzeć. Jakimś jeszcze nie odkrytym kanałem cząstka niego zaczęła podążać w stronę serca. Kochałam go. To były emocje tak intensywne, że nie potrafiłam tego udźwignąć Po pierwszym chciałam drugi, potem trzeci, po trzecim zaczęło mi coś przeszkadzać, po czwartym zaczęłam sobą gardzić, po piątym zupełnie straciłam do siebie szacunek, potem zaczęłam się nienawidzić. W końcu pożałowałam wszystkiego.

Gówniana Warszawa. Nie myślę tak, powiedziałam to w rozgoryczeniu i tęsknocie. W dodatku zaczynało mi się robić mi się duszno. Warszawa zabrała mi po prostu kogoś ważnego. Piszę o mężczyźnie, którego spotkałam.

Powiedział kocham cię. Powiedział mi to prosto w serce. Tym razem jakimś połączeniem z uchem. Dziwny ten organizm. Wychodzi na to, że wszystkie drogi prowadzą do serca. I wtedy droga dobiegła końca. Dotarłam na miejsce. Euforia trwała naprawdę długo. Byliśmy ze sobą połączeni. Jak klocki lego, te których w żaden sposób nie da się w rozdzielić. Złączeni każdym fragmentem. Opuszkiem palca, policzkiem, klatką piersiową i kilkoma innymi rzeczami, które sprawiały, że ta chwila była naprawdę wyjątkowa. Delikatnie, wolno, jak do nieznanego miejsca. Zaczął powoli, delikatnie mnie poznawał, trochę zapamiętywał, a trochę czekał, aż dostanie, to co najważniejsze. Zaczęłam robić mu zdjęcia. Wyglądałam jak prostytutka która łączy pasję z drugim kierunkiem. Czułam się trochę jak w filmie Closer kiedy Julia Roberts robiła zdjęcia Judowi Law. On stał przede mną. Mój. I tak jak w filmie, ta relacja również była toksyczna. Nie róbcie tego w domu. Po czymś takim po prostu roztrzaskasz się na asfalcie, jak porcelana twojej babci. Już nigdy nie złożysz się do kupy. Tej nocy spałam nago. Właściwie nie tylko tej, to podobno bardzo zdrowe. A ja nie wstydzę się swojego ciała, jest doskonałe. Potem leżysz trzymając rękę na mojej klatce piersiowej. Twój tors przykleja się do moich pleców. Wtedy jestem Twoja. Trzymasz mnie mocno. I ta przynależność sprawia ze chce więcej.

Bywa, że nie myślę o Tobie tak często. Jednak zawsze potem dopada mnie głód.

Mój klient kupił sobie nowe perfumy. Teraz pachniał dokładnie tak jak Ty. Wtedy oszalałam, rzuciłam wszystko. Przez moje nozdrza też przeszedłeś, aż do mojego serca. Nawet dalej. Wtedy kupiłam bilet. Musiałam Cię zobaczyć, dotknąć. Musiałam Cię poczuć.

Kochanie Cię to taki rodzaj zawieszenia życia. Pauza. Żyję tęsknotą za Tobą i nie mogę jej zaspokoić. Cały czas czekam, ale bywają dni, kiedy dociera do mnie, że nie ma żadnej obietnicy. Wtedy jest naprawdę ciężko. To są dni kiedy czuję się jak ktoś pogrążony w żałobie, a potem, znów, żyję w zupełnym odrealnieniu, myśląc, że coś może się zmienić. Trwanie w czymś takim to pewien rodzaj masochizmu, taki haj, który nie opuszcza mnie od lat. To niezdrowe, bo nie mogę żyć ani bez Ciebie ani z Tobą. Czy to oznacza, że nie mogę żyć wcale?

Potem zachodzi słońce. Jest zupełnie szaro, choć czasem się przejaśnia. A ja wtedy idę w stronę tych promieni, kiedy uświadamiam sobie, że ta droga prowadzi donikąd. Jest ślepa. Zupełnie tak jak ja kiedy nią podążam. Spotkania, tęsknota, większa tęsknota, marzenia i szaleństwo. Czy to był sen? W oddali widzę ludzi, mówię do nich Twoim imieniem. Gdzie jesteś?

 

INSTAGRAM

Copyright © Honorata Zepp