stolik numer osiem
źródło zdjęcia
Masowe, wielopokoleniowe uroczystości mają tę zaletę, że jeśli jest się samemu można dosyć łatwo wtopić się w tłum. Moje miejsce plasuje się gdzieś między – w twoim wieku już nie wypada, a latka lecą. Nie przejmuję się jednak uwagami, to zbędne. Mam na to specjalny pancerz, taki gore-tex na przykre słowa. Wszystko spływa, wystarczy strzepnąć.
Siedzę przy stoliku numer osiem.
Patrzę na moich rumianych współtowarzyszy i w ramach aktu całkowitego
zjednoczenia, wraz z nimi, podnoszę do ust kieliszek. Zdrowie! Nagle przemykasz
przez drogę, którą bacznie obserwuje mój wzrok. Nie widziałam cię naprawdę
dawno. Najpierw tylko cię dostrzegam. Widzę fragment sylwetki, zwracam uwagę na
sposób poruszania się. Zastanawiam się czy to na pewno ty, czy może mój wzrok
dopasował osobę, którą zobaczyłam do kogoś kogo znam. Być może wystąpiły między
wami pewne podobieństwa. Nie jesteśmy doskonali.
Potem zaczynam cię wypatrywać, domagam się wyjaśnień, trwa to dłuższą chwilę. Bez słowa podnoszę
kieliszek, przechylam go nie odrywając wzroku od potencjalnego
ciebie. Wyostrzam zmysły. Widzę cię, to naprawdę ty. Patrzę na ciebie
natrętnie nie mogąc uwierzyć jak wszystko co wydawało się być uśpione nagle budzi się. Teraz czekam, aż ty dostrzeżesz mnie. Znów toast,
litości. Twoje oczy spotykają się z moimi, potem spotykają się też nasze
uśmiechy, przez chwilę trwamy we wzajemnym spojrzeniu. Podchodzisz do mnie, trochę za
bardzo angażujesz się w small talk, którego tak nie lubię. Pytasz co u ciebie, jak się bawisz, czy wszyscy zdrowi. Śmieje się. Nie potrafię inaczej reagować na takie pytania. Od sypiania się sobą nie można nagle przejść do - co u ciebie.
No nie i już, tak po prostu nie wolno.
Wychodzimy na zewnątrz. Bo za głośno, bo chcesz zapalić, bo fajnie jest się przewietrzyć. Jest zimno, nakrywasz mnie swoją marynarką. Przez nadmiar emocji mam wrażenie, że jest bardzo ciężka, że ledwo stoję pod jej ciężarem. Jakby były w nią wszyte wszystkie nasze wspomnienia, stąd ta przytłaczająca waga. Palisz, a ja podziwiam jak twoje usta układają się na filtrze papierosa. Nikomu nie mówię, nawet przed sobą staram się ukryć, że wolałabym żeby układały się tak na mnie. Podchodzi do nas rumiany współlokator stolika numer osiem. Gdyby wódka była człowiekiem wyglądałaby właśnie tak. Pyta o ogień. Dajesz mu zapalniczkę, on zaczyna traktować mnie przedmiotowo. Nie przejmuje się, to częste, choć w myślach urywam mu jaja. Oba. Mówisz - spierdalaj. Widzę, że jeśli nie posłucha twoja zewnętrzna część ręki odbije się na jego twarzy. Gwałtownie. Idziemy trochę dalej. Wtedy budzi się w tobie człowiek, którym byłeś 5 lat temu. Znów, tak jak ja, nie lubisz bezsensownych gadek. Jakbyśmy cofnęli się w czasie. Niepotrzebnie.
Wracamy, zdejmuję z siebie ciężar
wspomnień i przekazuję go tobie. Jednak mimo to, ich część wciąż zostaje ze
mną. Ekipa na sali jest już trochę zmęczona, puszczają coś wolniejszego, wtedy
przypomina ci się również, że lubimy razem tańczyć. Takie powolne bujaniu
się do fajnej muzyki często może okazać się zdradliwe. Jest się wtedy
naprawdę blisko siebie, łatwo jest ze sobą rozmawiać. Kiedy czujesz, tak
bardzo blisko, zapach drugiej osoby i ciepło jej oddechu, kiedy szepcze ci do
ucha, można wtedy przecenić swoje możliwości kontroli sytuacji. Można się
pogubić, dać złapać, zwyczajne staje się intymne. Przypominam sobie moje
problemy, te przed tobą. Kiedy prosiłam o pomoc słyszałam tylko, że jesteś
przecież zdrowa, zobacz ile masz, czemu tego nie doceniasz. Potem poznałam
ciebie i od tego czasu nie miałam już miejsca na tamte problemy. Byłeś, a teraz
znów jesteś, tylko ty. Nie pamiętasz wszystkiego tak dobrze jak ja. Te ciężkostrawne słowa, które na mnie zrzuciłeś, całą tą plątaniną między nami jestem obarczona sama. Tylko dlaczego? Czy naprawdę sobie
na to zasłużyłam? Znów na moment odeszliśmy.
Mówiłeś do mnie słowami, które czułam od dawna, ale pomimo, że były piękne bałam się momentu,
kiedy w końcu je od ciebie usłyszę. Przytulam cię. Przytulam, bo nie potrafię
patrzeć ci w oczy, bo czułam, że potrzebuję pójść o krok dalej. Trwaliśmy w tym objęciu zupełnie bezkarnie. Nie zastanawiałam
się czy tak wolno czy nie, czy może nie powinnam. Na chwilę oderwałam się od
ciebie, ale potem znów nagląca mnie potrzeba domagała się zaspokojenia. Wiedziałam,
że nie możemy tak dłużej.
Powiedziałam ci to, co któreś z nas powinno w końcu powiedzieć. Zaszkliły mi się oczy, a ty popatrzyłeś prosto w nie. Nie potrafiłam wytrwać w tym spojrzeniu. Gubię swój wzrok gdzieś na podłodze,
pod nóżka od krzesła Potem zaciskasz usta, wstajesz, już nie patrząc na mnie,
choć ja patrzyłam wtedy na ciebie Szarpniesz za klamkę, w rękach trzymając
kurtkę a na ustach resztki niewypowiedzianych słów. Trzaśniesz drzwiami. Wtedy chciałam
wszystko naprawić, powiedzieć, że cię kocham, jesteś
dla mnie bardzo ważny, ale czasem tak bywa. Nie zdołaliśmy zapanować nad sytuacją,
która w pewnym momencie nas przerosła doprowadzając do rozpaczy.
Czasem plaster trzeba nakleić w miejscu, które nie wymaga leczenia, tylko po to, by móc go zdecydowanym
ruchem zerwać i wyrzucić. Zero zobowiązań zero przykrości. Nikt nie jest rozczarowany.
w sam raz
ktoś włączył disco polo
Komentarze
Prześlij komentarz