co mam powiedzieć?
Budzę się, niechętnie otwieram oczy, rzadziej się przeciągam. Najważniejsze to oswoić swój strach, wsłuchać się w siebie, pozbyć się oczekiwań.
Każdy dzień jest trochę dniem świra, a trochę świstaka. Dni stają się przewidywalne, mało mnie zaskakuję, a jeśli tak się dzieje, to zmiana okazuje się być niekorzystna. Taki czas.
Podnoszę się, maluję twarz, zaczynam wyglądać na zadowoloną. Szukam promieni słońca, jaskrawych kolorów i ciepła. Powodów, by zdobyć się na uśmiech, od jesieni chodzę zmarznięta. Patrzę głównie pod nogi, jestem wiecznie zdziwiona. Że środa, że marzec, że jest już ciemno, że moje oczy są zawsze zielone. Staram się przynieść korzyść, idę odebrać pocztę. Staję w długiej kolejce, wszyscy wyglądamy tak samo. Dresowe spodnie, pikowana kurtka, adidasy, czapka. Jak osiedlowi szturmowcy uwikłani w prozę dnia codziennego. Raczej nie wprowadzimy nowego ładu, nie wpłyniemy też na aktualny. Brakuje nam porządnych blasterów. Może jutro.
Komentarze
Prześlij komentarz